Piotr Czajkowski (ur. 1973 r.) jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi, gdzie od 1999 roku pracuje jako wykładowca. Od 2012 roku tworzy cykl obrazów i rysunków „Metro”, którego dominującym motywem są nazwy stacji paryskiego metra. Premierowa odsłona cyklu odbyła się w Alliance Française w Łodzi w 2013 roku. Artysta swoje prace pokazywał na licznych prestiżowych wystawach w kraju i za granicą, m.in. w Salon Des Beaux Arts w Carrousel du Louvre w Paryżu i na wystawie Art Capital, Grand Palais, Salon des Artistes Independants Comparainsons w Paryżu. Brał też udział w ważnych dla świata sztuki wydarzeniach, takich jak Spectrum Miami/Art Basel, Dekumo Stuttgart czy Warszawskie Targi Sztuki. Prace Czajkowskiego znajdują się w prywatnych kolekcjach w Polsce, Francji, Niemczech, Belgii, Holandii, Hiszpanii, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Rosji, Japonii i USA.
Z Piotrem Czajkowskim rozmawia Ewa Mierzejewska.
We wszystkich obrazach i rysunkach z cyklu „Metro” konsekwentnie cytujesz nazwy stacji paryskiego metra. Skąd ten pomysł? Nietrudno zgadnąć, że kryje się za tym jakaś metafora.
Moje prace symbolizują wędrówkę w głąb siebie, w przeszłość i przyszłość, nie zapominając o teraźniejszości. Wszyscy nieustannie kroczymy przed siebie, dążymy do spełnienia, miłości, szczęścia. Kolejne wydarzenia, ważne życiowe zmiany i spotkania z innymi ludźmi są punktami na trasie tej podróży. Są jak stacje metra. Co istotne, w każdej chwili możemy się przesiąść do innej linii i zmienić kierunek jazdy. W naszej wędrówce nic nie jest oczywiste, a wiele pozostaje ukryte. Nie znamy przyszłości, więc nie wiemy, jak dokładnie będzie wyglądać nasza droga. Nie zawsze też potrafimy pojąć znaczenie tego, czego doświadczamy, często rozumiemy to dopiero po pewnym czasie. Krótsze i dłuższe podróże odbywamy też w zwykłym, codziennym życiu. Często są one powtarzalne, na przykład jeździmy z domu do biura i z powrotem. Ale tu także zdarzają się niespodziewane „przesiadki” i dotychczasowy ład zostaje zburzony.
Tworzysz „Metro” od 2012 roku. Czy nie kusiło cię czasem, żeby namalować coś zupełnie innego?
Przez te wszystkie lata ani przez chwilę nie poczułem potrzeby wyjścia poza temat. Może dlatego, że w moich pracach jest duża rozpiętość estetyczna i pracuję w różnych technikach i formatach. Tworzę obrazy i rysunki, często z elementami kolażu. Problemem jest dla mnie raczej brak czasu na realizację wszystkich pomysłów, które przychodzą mi do głowy. Poza tym wciąż syci mnie zachwyt moimi pracami, który widzę w oczach odbiorców…
Żyjemy w czasach „cywilizacji obrazkowej”, a ty głównym środkiem wypowiedzi artystycznej uczyniłeś literę. Dlaczego?
Uczyłem się liternictwa w liceum plastycznym. Już wtedy budziła się we mnie fascynacja typografią. Dziś wprawdzie wszyscy potrafimy pisać, ale mam wrażenie, że ta umiejętność powoli zanika. Wszystko ma się odbywać szybko i łatwo. Coraz częściej „piszemy”, dotykając klawiatury lub samego ekranu. Moi studenci nie noszą już w ogóle długopisów! Aż strach pomyśleć, dokąd jeszcze zaprowadzi nas ten pęd za „szybciej i łatwiej”. Chciałbym umiejętność pisania ocalić. Dobrze, gdy człowiek zostawia po sobie jakiś niepowtarzalny gest, ślad inny niż uśmiechnięta buźka na ekranie. Taki ślad przetrwa zapewne dłużej. Nie wspominając już o jego wartości.
Jesteś bardziej malarzem czy rysownikiem?
Zanim stałem się malarzem, byłem rysownikiem. W moim przypadku była to właściwa kolejność, bo rysunek jest dla mnie konstrukcją, na której opiera się malarstwo. Rysunek ma w ogóle dużo szersze zastosowanie. Jest niezbędnym narzędziem do projektowania form przemysłowych, architektury, scenografii, a nawet scenariuszy… W moich pracach malarskich wciąż jest dużo rysunku. Litera też jest przecież rysunkiem.
Jak z perspektywy czasu oceniasz swoją drogę artystyczną?
Nie umiem patrzeć na swoją drogę wyłącznie w kategoriach artystycznych. To jest droga człowieka, który ma ciekawość świata, ludzi, wciąż chce się uczyć i inspirować. Droga pełna upadków i triumfów. Wszelkie doświadczenia i refleksje kształtują mnie jako artystę. To co dzisiaj robię, jest jak pocztówka z tej długiej podróży.
Kiedy uświadomiłeś sobie, że zawód artysty będzie twoją jedyną profesją?
To nie jest moja jedyna profesja. Poza indywidualną twórczością, pracuję też jako wykładowca na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Jednak bardzo wcześnie zdałem sobie sprawę z tego, że chcę, aby działalność artystyczna była sposobem na życie. Kiedy byłem jeszcze uczniem, malowałem i rysowałem dosłownie na okrągło. Żyłem tym. Dość szybko uświadomiłem sobie, że chcę też Z TEGO żyć. Dlatego już jako uczeń liceum plastycznego sprzedawałem swoje prace. Zdarzyło mi się kiedyś, a było to już w okresie, gdy pracowałem na uczelni, że w domu jednej z moich nowych kolekcjonerek odkryłem własną akwarelę z czasów licealnych. Ta pani nabyła ją dawno temu i nie wiedziała, że to ja byłem jej autorem. Oczywiście ta praca była w zupełnie innym stylu niż to, co tworzę obecnie.
Wspomniałeś o uczelni… Od jak dawna prowadzisz zajęcia ze studentami? I pytanie przewrotne: czego się od nich uczysz?
Jestem wykładowcą od ponad dwudziestu lat. Bardzo cenię sobie tę pracę. Pamiętam, gdy byłem studentem ASP, miałem ogromną potrzebę przebywania z ludźmi, którzy mogli być dla mnie autorytetami, mentorami, którzy mogli być pomocni w poszukiwaniu mojej własnej drogi twórczej. Dlatego dziś jako pedagog odczuwam pewnego rodzaju powinność, misję. Chciałbym zaoferować tym młodym ludziom wiedzę i doświadczenie. To prawda, że ja także czegoś się od nich uczę. Na przykład studenci nieustannie pokazują mi, że świat się zmienia, a wiele rozwiązań i prawd ma określony termin ważności.
Należysz do artystów, którzy nie narzekają na brak klientów na swoje prace. Czy nie żal ci czasem sprzedawać obrazu lub rysunku, z którego jesteś bardzo zadowolony?
Sporo czasu zajęła mi nauka pozytywnego rozstawania się z obrazami. Na początku miałem z tym duży problem. Teraz często zdarza się, że nie mam kiedy nacieszyć się nowo powstałym dziełem, bo błyskawicznie znika z mojej pracowni.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka