Recenzja
W jakim punkcie byłaby teraz wielka sztuka, gdyby Soutine, Kisling i Modigliani w okresie swojego rozkwitu malowali na ulicach Montmartre’u jako uliczni portreciści pozostający w cieniu ekspansywnych Picassa czy Rivery? Na szczęście znalazł się wśród ówczesnej cyganerii francuskiej student z Polski, zainteresowany malarstwem, o niezłym smaku estetycznym, wrażliwym sercu poety, dobrej intuicji i będący w finansowej potrzebie. Rozpoczynał w branży księgarskiej, by finalnie odnieść sukces jako marszand i mecenas znamienitych artystów.
Leopold Zborowski (Zbo, Zboro), wraz z żoną Anną, umożliwił wypłynięcie na największe wody światowej sztuki najzdolniejszym malarzom spod szyldu École de Paris. Wielokrotnie ratował ich z życiowych (głównie materialnych) opresji, był wiernym i oddanym przyjacielem, organizował wystawy, sprzedawał obrazy.
Pozostający w cieniu swoich przyjaciół-malarzy Zborowski wreszcie doczekał się osobnej biografii, której napisania, z ogromnym zapałem, podjęła się Lila Dmochowska, historyk sztuki, krytyk artystyczny. Leopold Zborowski. Główny bohater historii o Modiglianim i artystach paryskiej cyganerii to niezwykle udany debiut książkowy autorki. Już we Wstępie biografka opisuje (bez zbędnych szczegółów) pracę nad monografią. Widać tu ogromny zachwyt, satysfakcję i przyjemność, jaką – mimo wielu trudności i pewnie ciężkich chwil zwątpienia – czuje badacz. Dmochowska jest prawdziwą poszukiwaczką skarbów, ma zdolność (wiąże się ona oczywiście z nakładem pracy) wynajdywania tego, co dla świata było zagubione czy wręcz nieistniejące, jest wnikliwa, nie pozostawia żadnego tematu niedokończonego, nie zadowala się półśrodkami. Tam, gdzie inni badacze wyznaczają kres swoich dociekań – tam Lila Dmochowska rozpoczyna, drąży, szpera, szuka.
Widać w postawie autorki jakiś rodzaj buntu, sprzeciwu, może nawet gniew czy poczucie niesprawiedliwości, że Zbo był (i chyba nadal jest) tak ostentacyjnie pomijany, artystycznie lekceważony, zawsze w cieniu sław. Dmochowska uczyniła go tu bohaterem głównym, choć nie jedynym (minibiogramy m.in. Luni Czechowskiej, M. Utrilla, Paulette Jourdain), ale z pewnością oddała należne mu miejsce.
Wielką zaletą tej pozycji jest pisanie do ciekawego losów Zborowskiego czytelnika, niekoniecznie będącego „z branży”, a po prostu miłośnika interesujących biografii. Kolejny plus to stosunek autor-odbiorca. Dmochowska gawędzi z przyjacielem, opowiada mu, gdzie była i czego się dowiedziała, wyjaśnia pojęcia czy charakteryzuje jakąś postać jakby mimochodem, nie wprawiając czytelnika w skrępowanie dotychczasową niewiedzą. Publikacji dopełniają reprodukcje (głównie) portretów Zborowskich, wspomnienia i relacje osób związanych z polskim marszandem. Nie brakuje też głosów współczesnych koneserów sztuki. Zachwyca połączenie faktów, domysłów, potencjalnych rozwiązań, anegdot, wspomnień, a nawet literatury pięknej, przy czym biografka zawsze dba o to, by czytelnik miał świadomość, co właśnie czyta (prawdę czy fikcję literacką, fakty czy tylko możliwości itp.).
Poza artystyczną gawędą o Zborowskim, debiut książkowy Lili Dmochowskiej jest wspaniałą opowieścią o malarstwie paryskiej bohemy, która pięła się po zboczach Montmartre’u, brylowała na Montparnasse, by wreszcie trafić w okresie prosperity do Salonu. To także barwny obraz epoki. Autorce udało się przenieść czytelnika do Paryża początku XX wieku, m.in. dzięki różnym drobnym „smaczkom”.
Leopold… jest wspaniałą, pasjonującą i inspirującą lekturą dla laików, a co dopiero pomyśleć, ile frajdy przyniesie „fachowcom”. Bardzo przyjemny styl Lili Dmochowskiej sprawia, że zaprzyjaźniamy się z autorką, kibicujemy jej w poszukiwaniach (które przecież zakończyła już na długo przed publikacją książki) oraz przede wszystkim żyjemy w TAMTYM Paryżu, wśród NICH, tych podziwianych, pięknych i zdolnych. A wszystko to zawdzięczamy JEMU, Zborowskiemu.
Autorka recenzji: Kinga Młynarska
Lila Dmochowska
Leopold Zborowski. Główny bohater historii o Modiglianim i artystach paryskiej cyganerii
Wydawnictwo Universitas
Kraków 2014
Kupuję – zdawało mi się – wszystkie książki o Modiglianim, a tej nie mam! Baaaardzo dziękuję za ten wpis 🙂