Paryż to jeden wielki zachwyt i równie wielki niedosyt. Planując wyjazd, zrobiłyśmy gęstą mapkę tego, co chcemy zobaczyć, ale nawet połowy nie udało się zrealizować. A co tu kryć – chodziłyśmy po tym mieście do granic wytrzymałości i do ostatnich godzin przed zamknięciem muzeów. Trzy dni w Paryżu to chwila tak krótka jak mgnienie oka, ale po tym wyjeździe pozostaje słodki smak jak po migdałowym croissancie!
Z krótkiego wypadu do Paryża starałyśmy się wycisnąć jak najwięcej i tak w trzy dni udało nam się zobaczyć osiem wystaw i co najmniej tyle samo cudownych zakamarków Paryża. Zrobiłyśmy jedyne 70 000 kroków i o tym wszystkim chcemy Wam opowiedzieć – gdzie byłyśmy, co widziałyśmy i co polecamy.

fot. Fundacja Niezła Sztuka
Nasza cudowna przygoda była możliwa dzięki wsparciu marki Medicine, która tworzy artystyczne kolekcje ze sztuką w roli głównej! Dziękujemy!
Paryż najpiękniej prezentuje się wiosną. To miasto jest po prostu inkrustowane drzewami owocowymi, które kwitną, pachną i sprawiają, że człowiekowi kręci się w głowie od nadmiaru wrażeń, zanim cokolwiek zobaczy.
Dodatkowo obfituje w genialne wystawy i jest ich teraz tak dużo, że serce ledwo wytrzymuje od wzruszenia. Henri Matisse, Gabriele Münter, David Hockney, Suzanne Valadon, Fernand Léger, Niki de Saint Phalle – to tylko kilka nazwisk artystek i artystów, których dzieła udało się zobaczyć. W kolejnych miesiącach otworzą się kolejne wystawy. Krótko po naszym powrocie, do Musée d’Orsay na stałą ekspozycję trafiły prace Olgi Boznańskiej, które dotąd mieszkały w muzealnych magazynach, i znów chciałoby się tam wrócić. Ale zacznijmy od początku…

fot. Fundacja Niezła Sztuka
Dzień 1
Musée d’Art Moderne de Paris
Gabriele Münter

Paryż, fot. Fundacja Niezła Sztuka
W Musée d’Art Moderne de Paris czekały na nas dwie wspaniałe ekspozycje. Byłyśmy bardzo ciekawe wystawy Gabriele Münter, bo to pierwsza tak duża prezentacja prac artystki we Francji. Münter była jedną z najwybitniejszych przedstawicielek niemieckiego ekspresjonizmu, artystką, która pomimo tego, że wzrastała artystycznie w zdominowanym przez mężczyzn świecie, zostawiła swój osobisty, niepodrabialny ślad w sztuce. Przestała być postrzegana jako malarka żyjąca w cieniu Kandinsky’ego.
Münter należała do pokolenia kobiet, które nie miały możliwości edukacji na uczelniach artystycznych. Ambitnym malarkom pozostawały prywatne szkoły i kursy malarskie dla kobiet. Jeden z takich kursów prowadził właśnie Wassily Kandinsky – prawnik z Moskwy, który przyjechał do Monachium, żeby rozpocząć karierę malarską. Gabriele najpierw była jego uczennicą, potem partnerką, ale przede wszystkim niezwykle utalentowaną malarką, której droga do sztuki nie była łatwa. Dzięki wielkiej determinacji, napędzana pasją, osiągnęła upragnioną niezależność i odpowiednie miejsce w świecie sztuki.
Wystawa jest pięknie przygotowana, a jej narracja prowadzi nas krok po kroku po wszystkich etapach życia i twórczości artystki. Ogrom dzieł pozwala wyrobić sobie zdanie na temat jej talentu.
Malarstwem Münter zachwyciłyśmy się już dawno, ale ujrzenie na żywo tych niezwykłych portretów, pejzaży i martwych natur utkanych z jaskrawych plam kolorów, otoczonych wyrazistym konturem jest cudownym doświadczeniem.
Matisse i Marguerite
Dalej podążyłyśmy śladem naszego ukochanego Matisse’a. I co tu kryć, wystawa Matisse i Marguerite urzekła nas bardzo. Nie jest tak mocno nagłośniona jak Hockney, a okazała się przeciekawa. To historia relacji Matisse’a i jego córki Małgorzaty zaklęta w obrazach. Historia bardzo dobrze opowiedziana, pogłębiona dzięki ogromnej pracy kuratorów. Małgorzata w wieku siedmiu lat zachorowała na błonicę i konieczne było przeprowadzenie tracheotomii u malutkiej dziewczynki. Po pierwszych radosnych portretach Małgorzaty widzimy zmianę w jej wizerunkach, na szyi pojawia się czarna aksamitka ukrywająca sekret dziewczynki, a na twarz rzuca się cień smutku. Matisse w swoich dziełach szuka sposobu, by to uchwycić.
Z każdym kolejnym obrazem i kolejnym szkicem śledzimy losy dziewczynki, która z podlotka staje się kobietą, by wreszcie pójść w ślady ojca i stać się artystką. Projektuje ubrania, sama także maluje. Matisse ukazuje ją bez retuszu, z miłością, ale prawdziwie. Przepiękna, wzruszająca wystawa.
Yves Saint Laurent kontra Christian Dior
Odwiedziłyśmy też dwa modowe muzea. Muzeum YSL nie zrobiło na nas zupełnie wrażenia, oprócz złota tu i tam, ekspozycja okazała się dość nudnawa. Jedyne, co nam się tam podobało, to studio projektanta na pięterku! Cudowne miejsce, pełne książek, notatników i kolorowych dodatków, gdzie YSL projektował swoje kolekcje.
Za to La Galerie Dior jest zjawiskowa. Jeśli będziecie w pobliżu, koniecznie wejdźcie, tylko zarezerwujcie chwilę, ponieważ to jeden z ulubionych selfiespotów i kolejka do muzeum może być długa. Aby dotrzeć do tego miejsca, trzeba przejść całą ulicę pełną ekskluzywnych butików. Klatka schodowa w tym muzeum wygląda zniewalająco. Zobaczcie sami:
David Hockney w Fondation Louis Vuitton
Gwiazdą naszego wyjazdu do Paryża był nie kto inny, tylko właśnie David Hockney. Po zeszłorocznej wystawie Marka Rothki w Fondation Louis Vuitton wiedziałyśmy, że cokolwiek tam robią, robią to z ogromnym rozmachem. Kiedy patrzymy na ten budynek, z lekką zazdrością myślimy o tym, że Frank Gehry, architekt tej kosmicznej budowli, miał zaprojektować siedzibę Muzeum Sztuki Nowoczesnej… Ta wystawa jest wielkim ukłonem w stronę Hockneya. Jedenaście sal, ponad 400 dzieł, które powstały w ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat. Kiedy wchodzimy do pierwszej sali, odbiera nam mowę. Ściany wybuchają czerwienią i nie wiemy, od czego zacząć zwiedzanie.

Paryż, fot. Fundacja Niezła Sztuka
Pierwszym dziełem, które przykuwa naszą uwagę, jest skromny, wczesny obraz – portret ojca z 1955 roku. Gdybyśmy miały wskazać na tej wystawie jeden obraz, który wywarł na nas piorunujące wrażenie, to wybrałybyśmy właśnie ten skromnych rozmiarów wizerunek, stworzony ręką nieopierzonego artysty, ale już zapowiadający genialnego portrecistę.
W kolejnej sali zaprezentowano jego najbardziej znane dzieła. Ogromnych rozmiarów obraz Pan i Pani Clark i Percy zahipnotyzował nas na długo. Co ciekawe, na żywo zupełnie inaczej odbiera się to dzieło. Środkowa część obrazu świeci wewnętrznym blaskiem, skąpana jest w jasności, światło wlewa się przez okno tarasowe wprost do pomieszczenia, w którym zostali sportretowani Pan i Pani Clark i Percy. Nie zobaczycie tego efektu na żadnej reprodukcji.

David Hockney, Pan i Pani Clark i Percy | 1970–1971, Tate Gallery, Londyn

David Hockney, Paryż, fot. Fundacja Niezła Sztuka
Tuż obok wyeksponowano dwie kultowe „basenowe prace”. Zobaczyć portret artysty nad basenem to nie lada gratka, bo na co dzień jest ukryty w kolekcji prywatnej.
Kolejne sale wypełniono pejzażami. Jeden z nich, chyba największy, składa się aż z pięćdziesięciu części! Na brzegu blejtramu widać tajemne kody przywodzące na myśl instrukcje dla szachisty: E10, D10. Są to oznaczenia pomagające skompletować ten gigantyczny pejzaż z części składowych niczym z puzzli.

Paryż, fot. Fundacja Niezła Sztuka
Zanurzamy się w kolejnych pejzażach. Ale niech nas nie zmyli słowo pejzaż, gdyż według Hockneya często wibruje on kolorem dalekim od szmaragdowej zieleni.
Następnie nadchodzi czas na portrety, wspaniałe, genialne portrety, zarówno dawniejsze, jak i te bardziej współczesne. Wśród portretowanych można wypatrzeć takie gwiazdy jak Harry Styles. Wzruszający jest ostatni, najnowszy autoportret Hockneya w kultowych okularach i z papieroskiem w ręku.

David Hockney, Paryż, fot. Fundacja Niezła Sztuka
Część cyfrowa stworzona na iPadzie czy iPhonie nie zrobiła na nas zupełnie wrażenia. Widać w nich pewną schematyczność. Jako przełom w życiu artysty, który żyje długo i wchodzi w epokę cyfrową, może jest to ciekawe, jednak czegoś tu brakuje – brakuje wirtuozerii, którą widać u Hockneya na styku z prawdziwą materią.

Hockney, Paryż, fot. Fundacja Niezła Sztuka
I nie jest to kwestia wieku, jego późne dzieła są genialne. Widać w nich iskrę i doświadczenie. Zachwyca nas jego wersja Ogrodu w Giverny i inne dzieła przypominające japońskie drzeworyty.
Choć cyfrowy Hockney nas nie przekonał, to wystawa w całości jest genialna i była dla nas wielkim przeżyciem. Jego wirtuozeria koloru, wnikliwe portrety, ale też nawiązania do klasyków malarstwa dają ogromną przyjemność obcowania ze sztuką wielkiego mistrza i to mistrza nam współczesnego.

Paryż, fot. Fundacja Niezła Sztuka
A liczba dzieł pokazuje, jak kształtowała się jego malarska droga i jak szukał swojego stylu. To unikatowa okazja, by zobaczyć tak szeroki wachlarz prac Hockneya. Drugi raz się to już pewnie nie powtórzy, dlatego polecamy Wam bardzo.
Dzień 2
Klimatyczny kościół Saint-Merri
Kościół Saint-Merri znajduje się tuż przy Centre Pompidou. Wpasowany w ciasną uliczkę, zachwycił nas niezwykłym klimatem. Mury pokryte patyną wskazują na to, że to bardzo stara świątynia. W rzeczywistości kościół w stylu późnego gotyku wybudowano dopiero w XVI wieku, na zlecenie króla Franciszka I. Warto odwiedzić choć na chwilę to magiczne miejsce, zwłaszcza że mało tu turystów, w odróżnieniu od tych popularnych punktów turystycznych jak chociażby Bazylika Sacré-Coeur.
Lecimy do Centre Pompidou. Po drodze mijamy fontannę Strawińskiego, której autorką jest Niki de Saint Phalle. Jeszcze się z nią spotkamy podczas tego wyjazdu. Wypijamy szybkie espresso w Musée National d’Art Moderne i biegniemy na wielką wystawę Suzanne Valadon.
Suzanne Valadon

Suzanne Valadon, Paryż, fot. Fundacja Niezła Sztuka
Malował ją m.in. Pierre-Auguste Renoir, Pierre Puvis de Chavannes czy Théophile Steinlen, była kochanką Henriego de Toulouse-Lautreca. To właśnie on wymyślił jej pseudonim Suzanne, bo naprawdę miała na imię Marie-Clémentine. Określając ją Suzanne, nawiązywał do słynnego motywu przedstawiającego dojrzałych mężczyzn podziwiających młodą kobietę – Zuzanna i starcy. Wystawa jest wzruszająca: oto kobieta z nizin, nieślubne dziecko, modelka i kochanka artystów, finalnie sama zostaje artystką i to artystką znakomitą. I pewnie nawet w najśmielszych marzeniach nie pomyślała, że kiedyś zostanie doceniona i będzie miała taką ekspozycję w Centre Pompidou.
Wystawa jest ogromna. Można podziwiać prace z różnych okresów, szkice i fotografie archiwalne. Nie tylko dzieła autorstwa Valadon, ale też artystów, którzy ją malowali lub których dzieła korespondowały z jej sztuką.
Pomimo tego, że malowała życie codzienne, krajobrazy, portrety czy martwe natury, to największą popularność zdobyły jej akty. Malowała prawdę w ludziach i pokazywała ich bez retuszu. Pokazywała kobiety takie, jakimi są, a nie takie, jakimi powinny być, żeby podobać się mężczyznom. Wystawa jej dzieł jest piękną opowieścią o kobiecie, ciele i wolności.

Suzanne Valadon, Paryż, fot. Fundacja Niezła Sztuka
Zaskoczyło nas bardzo, że była związana z kompozytorem Erikiem Satie’em. Na wystawie możemy podziwiać jego portret. Okazało się, że dobrze się znali. Suzanne często odwiedzała kompozytora, który również mieszkał na Montmartrze, a wkrótce ich znajomość przerodziła się w trwający pół roku płomienny romans. Po ich rozstaniu zrozpaczony Satie skomponował, można by powiedzieć, równie rozpaczliwy utwór pt. Vexations, który według zaleceń kompozytora miał być powtarzany 840 razy! Trudno to sobie wyobrazić, ale wykonanie tego utworu mogło trwać nawet dwadzieścia cztery godziny:) Wielkie wrażenie na wystawie robią też portrety przedstawiające Maurice’a Utrilla, syna artystki, który również został malarzem. Valadon była szaloną kobietą. Wybrała wolność, zajęła się malarstwem. Związała się z kolegą syna, młodszym od niej o jedynie dwadzieścia jeden lat. Tak jak żyła, tak też malowała.
Było tak wiele prac, że czasami między genialnymi dziełami przedstawiającymi kobiety wisiały także portrety malowane na zamówienie, pokazujące, że Valadon robiła też chałturki.
Początkowo te słabsze prace nas bulwersowały, zastanawiałyśmy się, po co je pokazywać, może lepiej byłoby wybrać tylko te najlepsze… Ale może właśnie taki szeroki obraz jej twórczości pokazuje prawdę o niej jako artystce.
Dużym zaskoczeniem była dla nas wspaniała martwa natura Meli Muter, prezentowana wśród obrazów Valadon. Kochamy malarstwo Meli i co tu kryć, ten obraz przyćmił troszkę martwe natury bohaterki tej wystawy.
Polecamy Wam bardzo wystawę w Centre Pompidou, ale spieszcie się, bo jest czynna tylko do 26 maja!
Atelier Valadon
A jeśli pokochacie tak jak my malarstwo tej artystki, to koniecznie wybierzcie się do jej atelier na wzgórzu Montmartre!

Paryż, fot. Fundacja Niezła Sztuka
Można tam doświadczyć niezwykłej podróży w czasie. To magiczne miejsce, które wygląda tak jak wtedy, kiedy Suzanne żyła tu i malowała. W atelier wciąż stoi jej kasetka z farbami.

Atelier Valadon, Paryż, fot. Fundacja Niezła Sztuka
A jak zajrzycie do Musée de Montmartre, choć na chwilę przysiądźcie też w Café Renoir, kawiarni ukrytej w pięknym, kwitnącym wiosną ogrodzie, jest tam obłędnie pięknie!
Pâtisserie Stohrer. Najstarsza cukiernia w Paryżu
Polecamy Wam wizytę w Pâtisserie Stohrer, najstarszej cukierni w Paryżu. Co ciekawe, została założona w 1730 roku przez Nicolasa Stohrera, nadwornego cukiernika Ludwika XV i Marii Leszczyńskiej! Od samego patrzenia na te pyszności kręci się w głowie. Specjalnością zakładu jest baba z rumem, ale w wielu odsłonach. Znajdziecie tam również wszelakie wyroby czekoladowe, makaroniki i wiele innych słodkości, za które niestety trzeba słono zapłacić. Nie na naszą kieszeń te rarytasy, wyszłyśmy stamtąd z pustymi rękami, ale miejsce ciekawe i warto tam zajrzeć!
Artemisia Gentileschi
Czas na odrobinę sztuki dawnej. Idziemy do Musée Jacquemart-André, gdzie jest prezentowana nie tylko wystawa Artemisii Gentileschi, ale też ciekawa kolekcja stała, na której można zobaczyć dzieła takich artystów jak: Botticelli, Mantegna czy Uccello.
Artemisia, artystka z niezwykle dramatyczną historią, fascynuje nas od dawna, zobaczyć na żywo jej dzieła to wielkie przeżycie. Córka znanego malarza Orazia Gentileschiego przyćmiewa swojego ojca, którego prace wiszą tuż obok.
W kontekście gwałtu, którego ofiarą padła, i późniejszego procesu, przejmujące jest oglądanie dzieł takich jak Zuzanna i starcy czy Judyta ze służącą. Sztuka była dla niej terapią i swego rodzaju zemstą. Bardzo często w jej twórczości przewija się motyw Judyty odcinającej głowę Holofernesowi.
Nie bez przyczyny na jednym z dzieł zostawiła swoją sygnaturę w dość centralnym miejscu – namalowała ją na mieczu. Wielkim zaskoczeniem i zachwytem okazał się nieznany nam wcześniej obraz z katedry w Sewilli – Pokutująca Magdalena.

Artemisia, Paryż, fot. Fundacja Niezła Sztuka
Bourse de Commerce
Bourse de Commerce to kolejny przeciekawy obiekt. Ten osiemnastowieczny budynek giełdy handlowej kupił milioner François Pinault i przekształcił w zachwycającą przestrzeń wystawienniczą. Cały budynek wieńczy szklana kopuła, która wewnątrz powoduje niezwykłe efekty świetlne. I choć byłyśmy tam krótko, zachwyciłyśmy się tym miejscem.

Bourse de Commerce, fot. Fundacja Niezła Sztuka
Musée du Luxembourg
Zwieńczeniem naszego wyjazdu była wizyta w Musée du Luxembourg, gdzie dla kontrastu zanurzyłyśmy się w bardziej współczesnych klimatach.

Paryż, fot. Fundacja Niezła Sztuka
Na wystawie zestawiono ze sobą dzieła Fernanda Légera i artystów jemu współczesnych czy też jego naśladowców, takich jak: Yves Klein, Niki de Saint Phalle czy Keith Haring.
Paryż to miasto, które z każdą wizytą kochamy mocniej. Mamy nadzieję, że wrócimy tu jeszcze nie raz! Wielkie ukłony kierujemy w stronę marki Medicine, która towarzyszyła nam podczas tego wyjazdu.

fot. Fundacja Niezła Sztuka