Magdalena Carmen Frieda Kahlo y Calderón. Przez wiele lat postrzegano ją jedynie jako żonę słynnego artysty, Diega Rivery. Żyła w jego cieniu, towarzyszyła mu w licznych podróżach, przeprowadzała się, gdy otrzymywał kolejne zlecenia, tolerowała jego liczne romanse. Mimo to zdobyła uznanie w samym Paryżu, stolicy sztuki. Paryski Luwr nabył nawet jeden z jej obrazów. Był to pierwszy zakup dzieła meksykańskiego artysty przez galerię o tak wysokiej randze.
Była bardzo wyrazistą postacią. Tak jak wyrazista była jej twórczość – szokująca, pełna cierpienia, symboli, odniesień do anatomii, do prywatnego życia. Nieszczęśliwe sploty wydarzeń, choroby, nieustanny ból fizyczny, tragiczny wypadek, dziesiątki operacji, osamotnienie, liczne zdrady męża, niespełnione pragnienie potomstwa – to wszytko wpłynęło na jej malarstwo.
Casa Azul
Frida Kahlo urodziła się 6 lipca 1907 roku w Casa Azul (Błękitnym Domu) w Coyoacan, dzielnicy Meksyku. Była jedną z czterech córek Matilde i Wilhelma Kahlo.
Wypadek. Początek nowego życia
17 września 1925 roku jechała zatłoczonym autobusem. Gdy pojazd zamierzał skręcić, jadący z naprzeciwka tramwaj nie zdążył zahamować. Autobus rozsypał się na kawałki. Ona razem z nim.
Kręgosłup Fridy został uszkodzony w kilku miejscach, prawa noga i stopa były zmiażdżone, obojczyk i kilka żeber – złamane, a miednica – pęknięta. Poza tym metalowa barierka wbiła się w jej podbrzusze, na zawsze pozbawiając ją możliwości posiadania wymarzonego potomstwa. Jednak ona przeżyła, choć unieruchomiona i rozbita na kawałki. Kolejne trzy miesiące spędziła unieruchomiona w gipsowym “skafandrze”. Do końca życia zaś borykać się musiała ze swym inwalidztwem, nieustannym bólem i poczuciem inności. To wtedy kształtował się jej niezwykły i niezniszczalny talent.
Ojciec. Inspirator i mentor
Ogromny wpływ na kształtowanie się przyszłej pasji Fridy wywarł jej ojciec. To on odkrywał przed nią świat, podsuwał lektury, pokazywał rzadkie okazy roślin i gatunki ptaków (pewnie stąd tyle ich w jej późniejszych dziełach). Grał na fortepianie i malował pejzaże.
Nauczył córkę, jak robić i wywoływać zdjęcia (Kahlo nosił tytuł „pierwszego oficjalnego fotografa narodowego dziedzictwa kulturowego Meksyku”). Mała Frida miała zatem wiele okazji, by ujrzeć niewielki artystyczny światek, poczuć magiczny zapach wypełnionego po brzegi książkami atelier swojego ojca.
Choć ojciec artystki był bardzo ważną postacią w jej życiu (był np. jedynym zaproszonym gościem na ślub Fridy i Diega Rivery), to dopiero dziesięć lat po jego śmierci Kahlo odważyła się namalować jego portret, zwieńczony podpisem: „namalowałam mojego ojca Wilhelma Kahlo pochodzenia węgiersko-niemieckiego, z zawodu artystę-fotografika o wielkodusznym charakterze, inteligentnego i wyrafinowanego, mężnego, ponieważ przez sześćdziesiąt lat cierpiał na epilepsję, ale nigdy nie zaprzestał pracy i walczył przeciwko Hitlerowi. Z podziwem, jego córka Frida”.
Czym skorupka za młodu…
Początkowo chciała zostać lekarzem. Uczęszczała do najlepszej wtedy Szkoły Przygotowawczej w Meksyku (tam po raz pierwszy ujrzała na własne oczy Diego Riverę; nazywała go wtedy „starym grubasem”). Jednak problemy ze zdrowiem pokrzyżowały jej życiowe plany.
Już w wieku sześciu lat zachorowała na polio. Ta mała dziewczynka przez wiele miesięcy była przykuta do łóżka (można powiedzieć, że już jako dziecko przygotowywała się do mającej nadejść tragedii). Ojciec zachęcał ją do uprawiania sportu, co miało pomóc jej w rehabilitacji. Młoda dama grająca w piłkę nożną w tamtych czasach to wcale nieoczywista sprawa! Myślę, że właśnie dzieciństwo nauczyło ją, jak szokować społeczeństwo.
Mnie jednak mała Frida szokuje bardziej swoją siłą. Wyobrażam sobie, ile przykrości musiała usłyszeć na swój temat: o swojej zdeformowanej nodze, dziwnych ubraniach. Dla dziecka, dla dziewczynki szczególnie, tak ważna jest przecież opinia rówieśników.
Jednak paradoksalnie, próbując ukryć swe niedoskonałości pod spodniami i kolorowymi, fałdzistymi spódnicami, Frida stała się wręcz ikoną mody – charakterystyczną, drapieżną, kolorową. Właśnie taka przeszła do historii. Tak zapamiętał ją świat: piękną, inną. Była jak malowany ptak, niedoceniony w szarym tłumie, który jednak powoli, boleśnie rozwinął swoje pokaleczone skrzydła i wzniósł się ponad swoje cierpienie (w jej wypadku było to łóżko, na które była przecież skazana).
Frida tak opisywała okoliczności, w których zaczęła malować:
„Mój ojciec od wielu lat trzymał pudełko farb olejnych i kilka pędzli w starym wazonie oraz paletę w rogu swojej małej pracowni fotograficznej. Odkąd byłam małą dziewczynką, zezowałam w kierunku pudełka z farbami. Ponieważ tak długo leżałam w łóżku, poprosiłam ojca o te farby. Jak mały chłopiec, któremu odbiera się zabawkę, by dać ją choremu bratu, pożyczył mi je. Mam zamówiła u stolarza sztalugi, które można by nazwać specjalnym aparatem przytraczanym do łóżka, w którym leżałam, bo z powodu gipsowego gorsetu nie mogłam się podnieść”.
Gołębica i Słoń
Nie ośmielę się podważyć opinii, że mąż Fridy, Diego Rivera, był wielkim artystą. Uważany swego czasu za najsławniejszego meksykańskiego twórcę, malował i wystawiał swe dzieła w wielu krajach, odbywał liczne podróże (Hiszpania, Paryż) w celu doskonalenia warsztatu, tworzył znakomite murale tworzone na zlecenie rządu, a także innych fundatorów.
Był mentorem swej żony, wspierał jej twórczość, ukierunkował ją, pozostawiając jej jednocześnie swobodę w kształtowaniu siebie jako artystki.
Znany był też z licznych romansów, o których Frida wiedziała i które tolerowała. Sama też zresztą zdradzała. Tworzyli bardzo burzliwy związek. Miłość i namiętność przeplatały się w nim ze łzami i cierpieniem. Frida mawiała zresztą: „zdarzyły mi się dwa wypadki: autobus i Diego”.
Poznali się w 1928 roku. Frida pragnęła usłyszeć od tego wybitnego, o wiele lat starszego od siebie artysty opinię na temat swoich prac. Czy aby na pewno? Czy dziewczyna malująca w swoich autoportretach cały swój ból, duszę i ciało odważyłaby się pokazać swoje obrazy komuś tylko po to, aby ocenił ich walory artystyczne?
„Płótna miały niesłychaną siłę wyrazu, charakteryzowały się precyzyjnym rysunkiem i prostotą. Nie było w nich żadnego silenia się na oryginalność. W tych portretach dostrzegało się niezależną osobowość artystyczną. Nie miałem wątpliwości, że są to prace prawdziwej artystki” – wspomni po latach Diego Rivera.
Pobrali się 21 sierpnia 1929 roku w starym ratuszu w Meksyku. Od tej pory Frida stała się jego towarzyszką w licznych podróżach, mających na celu promować twórczość wybitnego małżonka. Nie przestała jednak malować. W cieniu sławy wybranka swego serca malowała portrety przyjaciół. Jako „Gołębica i Słoń” (tak nazwała jej związek z Riverą matka Kahlo) wzbudzali niemałe zainteresowanie wśród śmietanki towarzyskiej. „Nie bardzo lubię tych gringos. Są nudni i mają twarze jak nieupieczone bułki” – komentowała samotna i nieufna w tym dziwnym tłumie artystka.
Ameryka
W Ameryce spędzili cztery lata. To właśnie tam Frida Kahlo zaprzyjaźniła się z doktorem Leo Eloesserem. Wyjechali tam, bo Rivera przyjął zamówienie na stworzenie murali w San Francisco. A Frida spotykała się z tymi osobami, które „twarze mają jak nieupieczone bułki”. Choć spędzała czas wśród ludzi, uczestniczyła w wielu przyjęciach i spotkaniach towarzyskich, czuła się znudzona i osamotniona.
Uczucie to pogłębił wielki skandal wywołany namalowanymi przez Riverę freskami. Mimo że Kościół uznał je za nieprzyzwoite, a konserwatyści ujrzeli w nich komunistyczny manifest, przyniosły one artyście sławę. Kolejne przeprowadzki związane z nowymi zamówieniami męża (np. mural dla Rockefeller Center) nie ułatwiały jej życia, wzmagały samotność. Ale Frida umiała sobie poradzić. Rozkochała się w literaturze, w sztuce, poznawała miasto, zwiedzała muzea. Wykorzystała sytuację, nie przyglądała się biernie światu. I nie przestała tworzyć.
Do Meksyku wróciła ze świadomością, że nie nigdy nie będzie mogła zostać matką. Swój żal wylewała na obrazy (Szpital Henry’ego Forda) oraz wlewała w siebie (problemy z alkoholem).
Jak wspomniałam, Diego Rivera miał wiele kobiet i to również po ślubie z Fridą. Jedną z nich była jej siostra. Artystka nie umiała pogodzić się z tym ciosem. Okazując bunt, obcięła swoje piękne, długie włosy. Malowała. Nie miała nic do stracenia. Tworzyła głównie autoportrety, a także dzieła symboliczne i martwe natury.
Te ostatnie kryją w sobie elementy erotyzmu. Rozkrojone owoce mają odzwierciedlać okaleczone ciało artystki. Są metaforą udręczonego ciała. Pozostałe w nich nasiona to symbol następnego pokolenia, jej nienarodzonego nigdy dziecka. Frida nawet poprzez martwą naturę potrafiła wyrazić swoje cierpienie (jedynym „radosnym” dziełem o tej tematyce będzie praca pod tytułem Viva la vida dedykowana doktorowi Farillowi, dzięki któremu artystka poczuła ulgę w uciążliwym bólu).
Frida – artystka osobna
W 1938 roku Frida postanowiła ukazać swe dzieła światu. Początkowo wysłała do galerii uniwersyteckiej jedynie cztery swoje prace, ale to wystarczyło, by od razu zostały zauważone.
Na wernisaż, polecany przez samego Riverę: „polecam Ci ją jako entuzjastyczny wielbiciel jej prac, cierpkich i czułych, twardych jak stal, a zarazem delikatnych i zwiewnych jak skrzydło motyla, uroczych niczym piękny uśmiech, a zarazem głębokich i okrutnych jak gorycz życia”, przybyło wielu wpływowych osób. Tym sposobem w niedługim czasie artystce zaproponowano wystawę w Paryżu.
Jak można się domyślać, Frida Kahlo zetknęła się wtedy z francuskimi surrealistami. Ba! Nawet pożyczyła dwieście dolarów Bretonowi, podobno na konserwację XIX-wiecznych kompozycji meksykańskich (czasem patriotyzm może okazać się zgubny).
Po przyjeździe do stolicy Francji okazało się, że po galerii, w której miały zostać wystawione prace artystki, a także po samych dziełach (zostały w urzędzie celnym) nie ma ani śladu. Czyż to nie czysty surrealizm? Na szczęście, co wynikało może z temperamentu Kahlo, wszystko dobrze sie skończyło i wystawa się odbyła. Co więcej, Luwr zakupił wtedy jeden jej z obrazów (Rama). Był to pierwszy w historii tego muzeum zakup dzieła autorstwa meksykańskiego twórcy. Ciekawa jestem, czy Diego Rivera był bardziej dumny, czy zazdrosny… Artystka zaprezentowała również na Międzynarodowej Wystawie Surrealistów dwa inne obrazy – Dwie Fridy oraz Zraniony stół.
Jak można się domyślać, w wyniku tych osiągnięć Frida Kahlo stała się rozpoznawalną osobą i to nie ze względu na swojego męża/nie-męża (w 1939 roku Frida i Diego się rozwiedli, lecz wkrótce Rivera ponownie się oświadczył, a 8 grudnia 1940 roku para znów stanęła na ślubnym kobiercu!), ale poprzez promowanie własnych dzieł. Już za życia zdobyła niemałe uznanie, co, jak wiadomo z biografii innych twórców, nie zawsze jest sprawą oczywistą.
Jej prace wystawiano na wszystkich ważnych wystawach w Meksyku, a w 1946 roku Frida Kahlo otrzymała stypendium rządowe. Niestety wernisaże, wystawy i samo tworzenie do końca jej życia przeplatało się z ogromnym bólem, nieustanną rehabilitacją i licznymi operacjami.
Frida Kahlo nie poddała się jednak nigdy; do końca swoich dni tworzyła i swymi ulubionymi motywami ozdabiała nawet swoje gorsety. W 1950 roku sam Diego Rivera wynajął dla Fridy pokój w szpitalu, w którym artystka namalowała wiele prac.
Kahlo podobno rzadko skarżyła się na ból. Wolała wyrazić swoje dolegliwości za pomocą sztuki. Czasem tak gorzkiej, krwawej i przerażającej. Jednakże widza pocieszyć może twarz artystki o stoicko spokojnym, dumnym wyrazie, spoglądająca z autoportretów w jego stronę, jakby chciała powiedzieć: „Nie martw się o mnie, jestem silną kobietą. Mimo wszystko”.
Frida Kahlo zmarła 13 lipca 1954 roku. Artystkę żegnały tłumy: rodzina, przyjaciele, przedstawiciele świata kultury, działacze komunistyczni, politycy, pisarze, artyści. Żegnał się z Fridą również jej zrozpaczony, pogrążony w żalu mąż, Diego Rivera. Choć odeszła wiele lat temu, pozostaje jednak wieczna i nieśmiertelna w swych dziełach. Czas upływa, a my wciąż pamiętamy, bo ars longa, vita brevis.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Pasja według Fridy Kahlo - 16 października 2015
Moim zdaniem tekst jest bardzo dobrze skonstruowany. Autorka opisała relacje tych niecodziennych małżonków w sposób interesujący, dorzucając swoją opinię, dzięki czemu nie są to suche informacje i bardzo przyjemnie się to czyta.
Nie podoba mi się ten tekst – nie podobają mi się zawarte w nim sugestie, co powinno! się myśleć o Fridzie, sztuce Fridy, o jej związku z Diegiem i samym Diegu a także jego sztuce: “nie ośmielę się podważyć opinii, że mąż Fridy, Diego Rivera, był wielkim artystą” – czyli jej zdaniem nie był, ale wbija szpilę udając, że tego nie robi. “Ciekawa jestem, czy Diego Rivera był bardziej dumny, czy zazdrosny…” brawo! Gdyby wiedziała o nim cokolwiek, wiedziałaby, że był dumny, bo wielbił jej prace i ją samą. Aż przykro czytać, naprawdę.
Pani Izo, dzięki wielkie za komentarz, aczkolwiek nie brała bym tak głęboko do siebie ironii autorki 🙂 Między wierszami można przeczytać oko puszczane przez nią do czytelnika. W czasach współczesnych opisywanym bohaterom to Diego był gwiazdą, jednak historia przechyliła szalkę popularności na stronę Fridy.