O czym chcesz poczytać?
  • Słowa kluczowe

  • Tematyka

  • Rodzaj

  • Artysta

Alchemia sztuki, czyli z gościną w Pracowni Konserwacji Zabytków Muzeum Śląskiego w Katowicach



Przekaż nam 1.5%. Wesprzyj naszą edukacyjną misję »

Na zaproszenie Muzeum Śląskiego w Katowicach, wybrałyśmy się do Pracowni Konserwacji Zabytków, żeby przyjrzeć się bliżej jak wygląda proces konserwacji jednego z najcenniejszych dzieł sztuki utraconych w czasie II wojny światowej – obrazu Józefa Brandta Wyjazd na polowanie. Dzięki działaniom restytucyjnym MKiDN udało się go odzyskać i dzieło wróciło niedawno do Muzeum Śląskiego.

Historia tego dzieła jest bardzo burzliwa i przeciekawa. Prosto z pracowni artysty, jeszcze w Monachium, dzieło nabył do swojej kolekcji książę bawarski Luitpold Wittelsbach, a w 1928 roku obraz trafił do zbiorów Muzeum Śląskiego. Zakupił je Tadeusz Dobrowolski – pierwszy dyrektor Muzeum, od krakowskiego antykwariusza Adolfa Schwarza. Wojenne losy nie były dla dzieła łaskawe. W roku 1939 wojska niemieckie zajęły nowo wybudowany gmach Muzeum, a jego najcenniejsze zbiory, w tym dzieło Józefa Brandta, zostały zarekwirowane i przewiezione do Oberschlesische Landesmuseum w Bytomiu. Niestety stąd dzieło zostało zrabowane. I kiedy uznano je za polską stratę wojenną i już zupełnie stracono nadzieję na powrót dzieła… nagle rozpoczął się nowy rozdział w jego historii – udało się je odzyskać! Już niedługo po zakończeniu procesu konserwacji znów będzie można je podziwiać na ekspozycji!

Miałyśmy cudowną okazję gościć w Pracowni Konserwacji Zabytków i porozmawiać z Panią Magdaleną Leszczyńską-Michalak, która zajmuje się konserwacją obrazu Józefa Brandta. Dowiecie się:

• Jak wygląda tajemniczy proces konserwacji?
• W jakim stanie zrabowany obraz wrócił do Muzeum?
• Jak postępują prace konserwatorskie nad obrazem i jakie sekrety ujawniła konserwacja?
• Dlaczego na obrazie odnaleziono ślady cebuli i złotej farby?
• Co jest na jego odwrociu?

fleuron niezła sztuka pipsztok

Pracownia Konserwatorska przypomina warsztat alchemika. Do tej pracy trzeba mieć nie tylko umiejętności malarskie, ale też wiedzę teoretyczną z chemii i fizyki, prawda?

Tak. Na studiach, oprócz strony praktycznej, czyli zajęć z rysunku, z malarstwa, z technologii malarstwa, jest też dużo chemii, mikrobiologii, czy nauki o drewnie i malowidłach ściennych. Uczymy się więc nie tylko jak powstaje obraz, ale też jak go konserwować, jak konserwować różne typy obiektów, jakich środków możemy użyć, jak ta warstwa malarska się zachowuje. Mówię tu oczywiście od strony malarskiej, bo kończyłam specjalizację Konserwacja Malarstwa i Rzeźby Drewnianej Polichromowanej. Oprócz tej strony czysto technologicznej, uczymy się jak obraz jest zbudowany, jak postępują i wpływają na obiekt procesy starzenia, a także co możemy z nim zrobić by ten szkodliwy wpływ czasu poprawić.

Magdalena Leszczyńska, konserwacja, Józef Brandt, Wyjazd na polowanie, Muzeum Śląskie, niezła sztuka

Magdalena Leszczyńska – Konserwator obrazu Józefa Brandta „Wyjazd na polowanie” z Muzeum Śląskiego w Katowicach, fot. Fundacja Niezła Sztuka

Czy w procesie konserwacji potrzebna jest wiedza na temat warsztatu danego artysty i czy chodzi o jak najwierniejsze odtworzenie dzieła nad którym się pracuje?

Bycie konserwatorem nie polega na pełnym odtworzeniu danego dzieła. Konserwator musi pracować zgodnie z zasadą minimalnej ingerencji, która mówi: przede wszystkim nie szkodzić. Więc nie możemy za bardzo poczuć się tutaj artystami.

Musimy zważać na to, nad czym pracujemy. Obiekt który przychodzi do nas do pracowni jest obiektem muzealnym, ma nadany numer inwentarzowy sam w sobie ma największą wartość. Musimy pracować nad obiektem w taki sposób by zabezpieczyć i utrwalić go dla przyszłych pokoleń. Trzeba zrównoważyć etykę z estetyką, a to jest coś, czego trzeba się też nauczyć. Tu widzimy przykład ikony, którą akurat się zajmuję. Ma ona dużo ubytków w warstwie malarskiej, dlatego aż kusi, żeby je zrekonstruować. Ale nie mogę, ponieważ nie posiadamy żadnego archiwalnego zdjęcia, jak obiekt kiedyś wyglądał. W przypadku ikony, mogłabym się posłużyć jakimiś szkicami, rysunkami, na podstawie których wykonywano, pisano kiedyś ikony, ale to byłaby zbyt duża ingerencja w obiekt muzealny.

A jeśli jest szersza dokumentacja obiektu, to wtedy jest większa swoboda w konserwacji?

Tak, z tym że to nie byłaby tylko moja decyzja. Takie decyzje podejmuje się w większym gronie, również w konsultacji z działem, do którego obiekt należy. Nie miałam do tej pory takiej sytuacji, że trzeba było zrobić pełną rekonstrukcję, np. dużych fragmentów obrazu czy rzeźby, ale to może jeszcze przede mną.

W przypadku dużych zniszczeń obiektu, gdzie jest ta granica w konserwacji? Czy nie powinno się go zostawiać w takim stanie w jakim jest, a jedynie zabezpieczyć przed dalszymi zniszczeniami?

To zależy. Jeżeli zwiedzający muzeum, widzieliby wszystkie obrazy takie zakurzone, z pożółkłymi warstwami werniksu, mogliby patrzeć na te obiekty jako zaniedbane. To nadgryzienie zębem czasu też ma swój urok w przypadku sztuki dawnej, ale też w pewnych granicach. Z etycznego punktu widzenia jest to zawsze bardzo trudne do rozstrzygnięcia, gdzie stawiać granice konserwacji.

A proszę nam trochę opowiedzieć o procesie spektakularnej konserwacji obrazu Józefa Brandta. Czy często zdarzają się Pani właśnie takiej rangi obrazy, czy to jest pierwszy?

W trakcie mojej pracy w Muzeum Śląskim, to jest pierwsze tak ważne dzieło.

To wielkie wydarzenie dla całego świata muzealnego, prawda?

Tak, zdecydowanie. To wyjątkowa perełka, taki Święty Graal konserwacji. Zwłaszcza, że rzadko udaje się odzyskać stratę wojenną.

Od czego trzeba zacząć proces konserwacji?

Przed przystąpieniem do pracy konserwatorskiej wykonujemy pełną dokumentację obiektu, czyli zdjęcia w świetle widzialnym, w świetle bocznym, w promieniowaniu UV, w podczerwieni. Czasami zdarza się, że wysyłamy obiekt na rentgen.

W przypadku obrazu Brandta były wykonywane zdjęcia w świetle UV i w podczerwieni. Światło UV pokazuje nam nawarstwienia werniksu, przemalowania, czyli wszystkie wtórne ingerencje. Dzięki temu jesteśmy w stanie odróżnić oryginał od tych właśnie wtórnych rzeczy, które zostały dodane.

Podczerwień sięga nieco głębiej i dzięki tej technice jesteśmy w stanie sprawdzić na przykład czy artysta zrobił podrysowanie. W przypadku Brandta nie wykryliśmy żadnych podrysowań, co świadczy o tym jak zdolnym artystą był, o tym że nie potrzebował ich, żeby stworzyć tak rozbudowaną kompozycję. Pomyślałam, że może chociaż kopyto będzie gdzieś przesunięte, że pokażą się nam jakieś drobne zmiany w kompozycji, ale nie, obraz jest doskonały. Dzięki tym badaniom, które zrobiliśmy przed przestąpieniem do prac, byłam w stanie rozróżnić wtórne ingerencje i to, co ewentualnie mogło zostać dodane.

Obraz Brandta miał mocne zabrudzenia powierzchniowe, pożółkły werniks i miejscowe przemalowania. Podczas usuwania werniksu odkryłam tę niesamowitą głębię jaka jest tutaj na dole, w pasie trawy. Tego w ogóle nie było widać. Warstwa brudu i starego werniksu była tak mocna, że zagubiły się te detale. Więc podczas oczyszczania odkrywałam stopniowo to, jakim zdolnym artystą był Brandt.

Na niebie były rozległe przemalowania, wychodzące poza granicę ubytków, one też były zupełnie w innych kolorach. W partii nieba odkryte zostały retusze wykonane w dzikim, cytrynowym kolorze. To świadectwo poprzednich prac konserwatorskich.

Ale dlaczego ktoś użył cytrynowego koloru na białym niebie?

Ponieważ konserwacja wykonywana była na brudnym, pożółkłym obrazie. Dziś po usunięciu zabrudzeń wiemy, jakie są jego prawdziwe kolory.

Przed transportem do naszego Muzeum zostało wykonane licowanie, czyli naklejenie fragmentów bibułki japońskiej w miejscach, w których mogła osypać się warstwa malarska. Z kolei w miejscu uszkodzenia obrazu były wykonane wspomniane cytrynowe przemalowania. Po tym jak zapoznałam się z obrazem okazało się, że ubytki są naprawdę znikome, natomiast z ilością retuszy ktoś mocno poszalał.

Czy wiadomo kiedy była przeprowadzana ostatnia renowacja obrazu?

Niestety nie znamy pełnej historii tego obiektu, nie znamy też dokładnej daty jego powstania, ani też daty jego ostatniej renowacji. Delikatne ubytki oraz spękania na powierzchni obrazu powstały z pewnością w trakcie rabunku obrazu z naszego Muzeum, kiedy to obraz został wycięty z ramy za pomocą ostrego narzędzia. Świadczą o tym te równe linie na krawędziach obiektu i dochodząca do samego końca warstwa malarska. Jak artysta malował, to zazwyczaj ta warstwa malarska nie kończyła się aż tak równo. Na krawędziach obrazu widać też, że był oczyszczany w ramie. Werniks nie został usunięty z całości płótna, na krawędziach pozostał jeszcze jakiś starszy.

Wzdłuż dolnej krawędzi obiektu były też ślady złotej farby. Prawdopodobnie odnawiano ramę obrazu bez jej zdejmowania, stąd takie pojedyncze ślady farby. A pionowe spękania które tu widzimy, świadczą o tym, że obraz był też kilkakrotnie zwijany. Są one bardzo widoczne w partii tła i jest ich całkiem sporo.

Jak określiłaby Pani stan tego obrazu?

Mimo jego burzliwej historii, tego co przeszedł, obraz i tak trafił do nas w dobrym stanie. Obecnie jestem w trakcie uzupełniania ubytków na krawędziach obrazu warstwą zaprawy. Ilość ubytków wzdłuż wszystkich krawędzi obiektu i uszkodzenia płótna w tych miejscach świadczą o tym, że obraz był kilkukrotnie przybijany na krosna.

Magdalena Leszczyńska, konserwacja, Józef Brandt, Wyjazd na polowanie, Muzeum Śląskie, niezła sztuka

Magdalena Leszczyńska – Konserwator obrazu Józefa Brandta „Wyjazd na polowanie” z Muzeum Śląskiego w Katowicach, fot. Fundacja Niezła Sztuka

Wykonałam też reperacje lokalne płótna. Były tu liczne otwory po gwoździach, po zszywkach, każde pojedyncze nitki płótna sklejałam ze sobą, więc to taka szydełkowa praca. Nierówności na krawędziach obrazu zostały przeze mnie sklejone i wyrównane, krawędzie zabezpieczone, żeby nie pruły się dalej.

Dzieło jest w całkiem dobrym stanie, czy to znaczy, że poprzedni właściciel o nie dbał?

Można tak powiedzieć, chociaż te dwa, trzy razy, obraz był nabijany na nowe krosna i to go nieco nadwątliło. Zmieniły się też troszkę wymiary obiektu, względem pierwotnie podawanych w bazie dzieł zaginionych. Początkowo występował w wymiarach 66 × 124 cm, mierzony teraz ma 63,5 × 120,5 cm. Trzy centymetry zmieniły się jego wymiary, ale całe szczęście została nam sygnatura artysty, która brzmi: „Józef Brandt z Warszawy / Monachjum”.

fot. sygnatura

O obrazach monachijskich mówi się potocznie „sosy monachijskie”, bo charakteryzują się kolorystyką z dominującymi brązami i szarościami, a w obrazie Brandta jest cała masa kolorów.

Tak, tu jest cała paleta barw, ale dominanta kolorystyczna jest w środku, tu gdzie biały koń. Ten obraz jest dowodem na wielki talent tego malarza.

W centrum obrazu widać też wychodzące z cienia drugoplanowe postacie, to też pewnie dzięki oczyszczeniu obrazu?

Zdecydowanie tak, pod warstwą brudu i pożółkłego werniksu trudno dojrzeć te wspaniałe detale. Teraz widać, jak artysta bardzo drobnymi, niewielkimi pociągnięciami pędzla, był w stanie namalować tak wyrazistą twarz w grymasie, widać, że postać marszczy brwi, skupia na czymś wzrok.

Przyglądałam się pod mikroskopem niektórym fragmentom i to jest niesamowite, że ten obraz nie jest aż tak dokładny. Widać też szersze pociągnięcia pędzlem, którymi malarz potrafił uchwycić postać. Swobodnym ruchem pędzla naprawdę portafił wiele pokazać.

Zerknijmy jeszcze na odwrocie obrazu. Zostało ono oczyszczone mechanicznie za pomocą gąbki i pędzli, bez użycia wilgoci czy chemii. Płótno, nawet z biegiem czasu, ma swoją wrażliwość na różne środki i wilgoć. Więc tutaj musimy dość rozważnie działać, żeby nic się z tym płótnem nie zadziało, żeby nie zaczęło się marszczyć, a warstwa malarska odpadać od płótna.

Czyszczenie odwrocia jest tak samo ważne jak lica obrazu, chociaż bardzo często się o tym zapomina, a przecież obraz ma dwie strony i warto o tym pamiętać. Odwrocie jest dla nas dodatkowym źródłem informacji o dziele.

W tym przypadku na odwrociu mamy fragment pieczęci muzealnej oraz ślad kleju z naklejki inwentarzowej. Jest też stempel warsztatu, który produkował podobrazia w Wiedniu. Manufaktury z czasów Brandta, które wykonywały podobrazia i ramy, najczęściej stemplowały swoje produkty.

fot. odwrocie

A czy fakt, że dzieło zostało wycięte z ramy w trakcie rabunku wpływa w jakikolwiek sposób na konserwację? Czy to jest ten sam proces, jak w przypadku innych dzieł?

Takie uszkodzenie obrazu wpływa na konserwację. Nie mamy „krajek” płótna, nie mamy możliwości by naciągnąć obraz na nowe krosno bez uszkodzenia oryginału i zmiany jego formatu. By tego uniknąć muszę wykonać strip-lining, czyli tzw. pasy pomocnicze za pomocą których będę mogła napiąć obraz na nowe krosno. Proces konserwacji przy każdym dziele jest inny.

Porównując zdjęcia z prezentacji odzyskanego dzieła z efektem, który widzimy teraz, to zupełnie inne dzieło, odzyskało dawny blask. Jakie kroki zostały teraz do wykonania?

Obraz był naprawdę bardzo brudny. Został oczyszczony z zabrudzeń powierzchniowych, usunięte zostały pożółkłe warstwy werniksu oraz przemalowania. Początkowo sądziłam, że to tylko pożółkły werniks. Jednak nie tylko. Okazało się, że na samej warstwie werniksu znajduje się jeszcze sporo zabrudzeń powierzchniowych o lekko żółtej barwie. Może to świadczyć o tym, że w pomieszczeniu w którym znajdował się obraz palono.

W tym momencie na obraz została naniesiona warstwa werniksu pośredniego, która nasyca kolory i zabezpiecza tą oczyszczoną, oryginalną warstwę malarską. Na tym etapie uzupełniam ubytki warstwy zaprawy, czyli zakładam podbarwione na kolor kremowy kity. Opracowuję ich powierzchnię w świetle bocznym, wykonuję imitację spękań by zbliżyć się fakturą do oryginału.

Magdalena Leszczyńska, konserwacja, Józef Brandt, Wyjazd na polowanie, Muzeum Śląskie, niezła sztuka

Magdalena Leszczyńska – Konserwator obrazu Józefa Brandta „Wyjazd na polowanie” z Muzeum Śląskiego w Katowicach, fot. Fundacja Niezła Sztuka

Kolejnym krokiem będzie retusz warstwy malarskiej, ale tylko w granicach ubytków, nie będę zwiększać tego obszaru retuszu. Potem obraz oczywiście zostanie naciągnięty na nowe krosno.

Co bardzo ważne wszystkie zabiegi, które przeprowadzam na tym obrazie są odwracalne. Wszystkie nasze ingerencje są też odróżnialne w świetle ultrafioletowym, dlatego w razie potrzeby mogą zostać usunięte. Celowo robi się właśnie tak, żeby nie uszkodzić oryginału i żeby te zmiany można było łatwo usunąć.

Czy nowe technologie pomagają Państwu w procesie konserwacji, czy dziś wygląda to zupełnie inaczej niż kiedyś?

Tak, artyści pokroju Brandta, tworzący w tym samym czasie, używali zupełnie innych środków niż te które mamy teraz dostępne. Bardzo często używali środków naturalnych, werniksy były na bazie naturalnych żywic, które bardzo źle się starzeją i ulegają degradacji. Tu nauka wychodzi nam naprzeciw, ponieważ mamy bardzo dużą ilość środków syntetycznych, żywic akrylowych, których możemy używać jako werniks, a które się nie zmieniają po czasie, nie kruszeją i nie żółkną. Dziś w konserwacji raczej nie używa się już wosku, który bardzo wpływa na strukturę obiektów, czy to na płótnie, czy na drewnie.

Magdalena Leszczyńska, konserwacja, Józef Brandt, Wyjazd na polowanie, Muzeum Śląskie, niezła sztuka

Konserwacja obrazu Józefa Brandta „Wyjazd na polowanie” z Muzeum Śląskiego w Katowicach, fot. Fundacja Niezła Sztuka

Nauka bardzo pomaga, ale my w tym zawodzie musimy się też cały czas uczyć. To nie jest tak, że po skończeniu studiów, już nic nie trzeba robić. Trzeba być na bieżąco, śledzić nowinki i aktualizować swoją wiedzę, bo często to czego uczyliśmy się na studiach jest już nieaktualne. Niektóre środki, które poznawałam w trakcie studiów, teraz są uznawane za szkodzące obiektom.

Nie bez znaczenia jest też sprzęt na jakim pracujemy, a tu mogę się pochwalić, że w Muzeum Śląskim w Katowicach dysponujemy mikroskopem cyfrowym 3D, skonfigurowanym specjalnie pod kątem badań i dokumentacji obiektów zabytkowych. To jedyny tego typu sprzęt znajdujący się w muzeum w Polsce.

Magdalena Leszczyńska, konserwacja, Józef Brandt, Wyjazd na polowanie, Muzeum Śląskie, niezła sztuka

Konserwacja obrazu Józefa Brandta „Wyjazd na polowanie” z Muzeum Śląskiego w Katowicach, fot. Fundacja Niezła Sztuka

Czy każdy obiekt z kolekcji jest poddawany tak specjalistycznym badaniom?

To w dużej mierze zależy od budżetu, od aktualnie prowadzonych projektów. Czas też jest kluczowy, nie zawsze możemy sobie pozwolić na taką spokojną, pełną i długą konserwację. Oczywiście priorytetowo traktowane są straty wojenne i inne cenniejsze obiekty.

Przeważnie zajmujemy się konserwacją prewencyjną i jest to zwykle jakieś delikatne odkurzenie, oczyszczenie przy przygotowaniu obiektu na wystawę czy do wypożyczenia.

A co Panią zaskoczyło najbardziej w procesie konserwacji tego obrazu?

Badając obraz Brandta pod mikroskopem udało się ustalić, że namalowany jest na płótnie lnianym, ale co ciekawe udało się też zidentyfikować fragmenty, które poprzyklejane były na licu obrazu w kilku miejscach. Początkowo myślałam, że to pozostałości taśmy papierowej. Okazało się jednak, że są to fragmenty cebuli. Prawdopodobnie, ktoś domowymi sposobami, chciał „umyć” Brandta przepołowioną cebulą. Ot chałupnicze metody. Oczywiście stanowczo odradzam takie pomysły, proszę, żeby nikt tego w domu nie próbował.

Jak widać dokładniejsze badania pozwalają nam lepiej poznać te obiekty.

A kiedy można uznać, że już nie trzeba nic poprawiać, że konserwację można uznać za zakończoną?

To wymagający i żmudny proces, czasami ciężko się zatrzymać. W przypadku obrazu Brandta na pewno najwięcej pracy jest nad ubytkami, których jest sporo. Warstwa malarska jest tutaj dosyć cienka, ale mimo tego jest bardzo fakturalna, więc imitacja tej faktury też zajmie sporo czasu.

Kiedy spojrzymy na dokumentację fotograficzną z procesu konserwacji tego obrazu, już teraz widać sporą różnicę między tym co było, a obecnym stanem dzieła, a to jeszcze nie koniec. Kiedy obraz zostanie naciągnięty na nowe krosno, ustawie go na sztaludze i przy dostępności światła dziennego będę mogła wykonywać retusz warstwy malarskiej.

Magdalena Leszczyńska, konserwacja, Józef Brandt, Wyjazd na polowanie, Muzeum Śląskie, niezła sztuka

Konserwacja obrazu Józefa Brandta „Wyjazd na polowanie” z Muzeum Śląskiego z Katowicach, fot. Fundacja Niezła Sztuka

Ile czasu zajęły Pani dotychczasowe etapy konserwacji tego obrazu?

Obiekt trafił do nas w grudniu. Zaraz po nowym roku przystąpiłam do prac. To dość mozolny proces, czyszczenie, nakładanie warstw zabezpieczających, tu nie da się pewnych procesów przyspieszyć, wszystko musi wyschnąć, odczekać swoje. Poza tym trzeba dzielić czas pomiędzy konserwację tego obrazu i innych, bieżących obiektów, ale oczywiście Brandt ma tutaj priorytet.

Czy wiadomo kiedy obraz Brandta trafi na ekspozycję?

Jeszcze potrzebujemy trochę czasu. Dokładamy starań, żeby jak najszybciej mógł cieszyć oko naszych Zwiedzających.

Czy do tak cennego obiektu sprzed lat, dobiera się jakąś ramę z epoki, czy wykonuje się nową, stylizowaną?

Ta kwestia pozostaje jeszcze otwarta. Jesteśmy w trakcie rozmów z dr Michałem Burdzińskim z Działu Sztuki. Prawdopodobnie mamy dostęp do archiwalnego zdjęcia, na którym widać obraz Brandta w ramie, nie mam pewności czy zdjęcie jest na tyle dokładne, żeby można było na jego podstawie odtworzyć dawną ramę, skłaniamy się raczej w stronę wykonania nowej na zamówienie.

Obraz na pewno zyska reprezentacyjną ramę i szkło muzealne, żeby uchronić go przed działaniem światła oraz innymi czynnikami, ale to jeszcze przed nami. Takie decyzje będziemy podejmować komisyjnie, w większym gronie specjalistów z naszego Muzeum.

Musimy uchronić dzieła przed różnymi wypadkami. Nie możemy sobie pozwolić na sytuacje, w której obiekt po pełnej konserwacji będzie narażony na działanie czynników niszczących. Musimy chronić dzieła prewencyjnie i myśleć przyszłościowo.

Obiekt po konserwacji trafia na ekspozycję. Czy co jakiś czas z powrotem się do niego wraca, trochę mu się przygląda i odświeża?

Mamy regularne kontrole konserwatorskie w galeriach. Obiekty są odkurzane, patrzymy czy coś się zmienia, czy dzieje się coś niepokojącego. W muzealnych galeriach, ale też magazynach panują warunki temperaturowo-wilgotnościowe, one też stabilizują wszystkie obiekty. Mamy czujne oko na wszystkie zbiory.

Czy u Państwa konserwacją zajmują się głównie kobiety?

W naszej pracowni mamy zatrudnionych 7 osób: 5 pań i 2 panów zajmujących się konserwacją metalu:

Anna Ucieklak kierownik, starszy konserwator
Małgorzata Kołt, starszy konserwator papieru i skóry
Justyna Karolewska, starszy konserwator papieru i skóry
Piotr Sworzeń, starszy konserwator zabytków metalowych
Grażyna Szmurło, starszy renowator
Grzegorz Kochanowicz, renowator
Magdalena Leszczyńska-Michalak, adiunkt konserwatorski

Proces konserwacji wymaga dużo cierpliwości. Trzeba mieć to w charakterze, nie tylko w umiejętnościach, prawda?

Pewnie tak, poza tym obraz nie marudzi, nie mówi, nie ma pretensji, czego chcieć więcej.

A satysfakcji z tej pracy jest dużo, zwłaszcza kiedy widać efekty…

Zdecydowanie, zwłaszcza jak trafiają do nas takie perełki jak obraz Józefa Brandta, to już jest wielka satysfakcja z tego co się robi.

Muzeum Śląskie posiada w swoich zbiorach bardzo różne obiekty. Obrazy, rzeźby, design, kostiumy, ikony i wiele innych. Czy jest jakaś ogólna recepta na konserwację obiektu muzealnego?

Nie ma jednego planu konserwacji. Do każdego obiektu trzeba podchodzić indywidualnie. W przypadku obrazów, bardzo istotne są próby odporności warstwy malarskiej na wilgoć, na temperaturę, dlatego zaczynamy od małych kroków, dopiero później jeśli jest w ogóle taka potrzeba możemy wprowadzać działania chemiczne. Czasem nie wiadomo w jakich warunkach obiekt był przechowywany, z czym może źle zareagować, czy ogóle cokolwiek możemy z nim zrobić.

W dziale plastyki nieprofesjonalnej obiekty są dla mnie zawsze dość dużą zagadką, ponieważ artyści nieprofesjonalni używali przeróżnych materiałów. Miałam kiedyś taką sytuację, że nie byłam w stanie niczym obiektu podkleić. Warstwa malarska się pudrowała i osypywała, a jednocześnie była wrażliwa na jakąkolwiek wilgoć wprowadzaną wraz z klejem. Więc to indywidualne podchodzenie do każdego obiektu jest bardzo istotne. Także nie istnieje jeden uniwersalny przepis jak konserwować dzieło sztuki.

Oglądając dzieła na ekspozycji, rzadko zastanawiamy się kto o nie dba i jak wygląda muzeum od kuchni. A jak widać proces konserwacji jest skomplikowany, wymaga ogromnej wiedzy i umiejętności. Dlatego należą się wielkie brawa, tym cichym bohaterom i bohaterkom, którzy na co dzień z czułością dbają o muzealne obiekty, a rzadko pada na nie blask reflektorów.

To była fascynująca przygoda. Mogłyśmy zobaczyć nie tylko proces konserwacji obrazu Brandta, ale też dzieł z papieru czy kostiumów wydobytych z muzealnych magazynów i przygotowywanych na właśnie otwierającą się wystawę: Etnoalternatywa.

Dziękujemy całemu zespołowi konserwacji za gościnę i ciekawą opowieść!


fleuron niezła sztuka pipsztok

Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka



Portal NiezlaSztuka.net prowadzony jest przez Fundację Promocji Sztuki „Niezła Sztuka”. Publikacje finansowane są głównie dzięki darowiznom Czytelników. Dlatego Twoja pomoc jest bardzo ważna. Jeśli chcesz wesprzeć nas w tworzeniu tego miejsca w polskim internecie na temat sztuki, będziemy Ci bardzo wdzięczni.

Wesprzyj »