Uchodzi za jeden z najdziwaczniejszych kaprysów zachodniej mody w historii. Nawet gdy w drugiej połowie XIX wieku dominowała w damskiej garderobie i miała zdaniem swoich zwolenników i zwolenniczek zapewniać sukni „piękne wygięcie”, a także podkreślać naturalne walory kobiecej figury, stanowiła jednocześnie obiekt drwin i niewybrednych dowcipów. Przezywana garbem, siodełkiem, półką do transportu pokojowego pieska, tyłkiem z waty, fałszywą pupą itp., itd., służyła za pośmiewisko oraz wdzięczny pretekst do tworzenia karykatur „niemądrych elegantek”. Twierdzono, że nadaje im wygląd strusia bądź wielbłąda. Odbicie społecznego nastawienia można odnaleźć w literaturze z epoki, w tym też polskiej – na przykład w Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej odnajdujemy fragment o przybyciu na wesele panny wystrojonej w suknię z turniurą:
„Wśród męskiej młodzieży powstały ciche chichoty. – Żeby Julkowego Sargasa [psa] z tyłu jej na tej poduszce położyć, toby się zmieścił!”1.

James Tissot, Bal na statku | 1874, Tate Gallery, Londyn
Turniurze przypisywano paryskie pochodzenie (nazywana była cul de Paris, czyli tyłkiem z Paryża), co dawało moralizatorom sposobność biadolenia nad szkodliwą, gdyż wielce kosztowną, skłonnością płci pięknej do podążania za każdą, choćby najbardziej absurdalną modą – byleby tylko wywodziła się ona ze stolicy Francji. Paryż często przedstawiano w polskiej literaturze i prasie jako mekkę rozpusty, gdzie kobiety tracą reputację, mężczyźni złudzenia, a ci najbardziej pechowi do tego również majątek2.
Dlaczego się pojawiła?

Jean Georges Béraud, Modlitwa | 1883, Musée des Beaux-Arts de Reims, Reims
Wyśmiewana i krytykowana na najróżniejsze sposoby, turniura zdołała mimo wszystko uplasować się na szczycie damskiej mody aż dwukrotnie. Dlaczego? I po co w ogóle wymyślono taki dziwaczny element garderoby?! Otóż zaistniały ku temu dwa główne powody oraz jeden poboczny.
Po pierwsze pomysł turniury odwoływał się do zakodowanych w głębi psychiki gatunku ludzkiego archetypów i związanym z tym wizualnym akcentowaniem damskiej pupy. Archetypy owe oczywiście nie zginęły wraz z upływem XIX wieku, gdyż generalnie archetypy nie giną, a te, o których mowa, nakręcają współcześnie zapotrzebowanie m.in. na chirurgię plastyczną w celu uzyskania wymarzonych „brazylijskich pośladków”.
Jednak w czasach, gdy operacje plastyczne nie były dostępne, to ubiór miał nadać ludzkiej figurze kształt jak najbardziej zbliżony do lansowanego ideału. W XIX wieku tworzono usztywniane krawieckie konstrukcje, często znacznie odbiegające linią od typowej ludzkiej anatomii. Ciało zaś nie miało wyjścia: musiało się do nich dostosować.
Turniura miała jednak również wartość praktyczną – może trudno w to dziś uwierzyć, ale stanowiła udogodnienie wprowadzone w imię racjonalizacji damskiego stroju. To miał być – i nawet był – krok ku wygodzie. Dzięki cul de Paris długa spódnica lepiej odstawała, czyli nie wciskała się pomiędzy pośladki i nie przylegała do nich, nie wplątywała się też między nogi. Turniura zapobiegała więc mogącym się zdarzyć, zwłaszcza w przypadku sukien z cienkiego materiału, niezręcznym, kompromitującym damę sytuacjom.
Pierwsze jaskółki turniury pojawiły się w postaci wiązanej w pasie i lokowanej na pośladkach poduszeczki, ewentualnie niewielkiego wałka, który mógł być przyszyty do sukni w miejscu, gdzie „plecy tracą swą szlachetną nazwę”. Takie rozwiązania znane były europejskim elegantkom już w XVII wieku, często wykorzystywane w XVIII, a na początku XIX wieku – gdy suknie szyto z cienkich muślinów – weszły w powszechne użycie. W miarę mijania kolejnych dekad „podkładki” stawały się coraz większe i w rezultacie modna kobieca sylwetka epoki biedermeieru odznaczała się lekkim pochyleniem do przodu, dla złapania równowagi.
Poduszki, wałki i podkładki na pupę wyrzuciła z damskiej garderoby bezapelacyjnie dopiero krynolina – la cage, dając kobiecym nogom niespotykaną wcześniej swobodną przestrzeń w obrębie wielkiego koła, jakie tworzyła. Turniura jednak przyczaiła się i czekała na moment powrotu do łask, który wkrótce nadszedł.

Kobieta i sukienka | 1856, źródło: New York Public Library, Nowy Jork
Abdykacja krynoliny
Krynolina kształtowała modną kobiecą sylwetkę od końca lat 50. XIX wieku przez ponad dekadę. Rzadko kogo pozostawiała obojętnym: albo ją kochano, albo jej nienawidzono. Krytykowano, wyśmiewano i lżono, przede wszystkim za to, że zajmuje skandalicznie dużo miejsca. W odpowiedzi na zarzuty krynolina mająca początkowo obwód koła, w którego środku znajdowała się użytkowniczka, ograniczała coraz bardziej swoje wymiary. W imię praktyczności i wymogów nowoczesnego życia zrobiła się płaska z przodu i wydłużona z tyłu; koło przeszło stopniowo w elipsę, a wtedy wrócił zarzucony na początku XIX stulecia tren. Punkt ciężkości i uwagi przesunął się na tył całego stroju. Tam zaczęły gromadzić się zwoje tkaniny, a także obłędne bogactwo pasmanteryjnych dekoracji. Odpowiednio do tej tendencji modyfikowano formę podtrzymujących strój stelaży, wprowadzając tak zwaną crinolinette wyposażoną z tyłu w dodatkowe, w stosunku do klasycznej krynoliny, półobręcze wypychające i wypiętrzające spódnicę. W końcu krynolina w ogóle dała za wygraną, a tył spódnicy został podniesiony i udrapowany na podkładce. Ta ostatnia przybierała postać przywiązywanej taśmami w pasie sztywnej poduszki o obłym kształcie (wykonanej z włosianki lub wypchanej bawełną, wełną, nawet gazetami), ewentualnie z doszytymi wzdłuż falbanami, albo specjalnego stalowego stelażu.
I tu dochodzimy do kolejnego powodu, dla którego turniura koniecznie musiała powstać. Nie można było przecież dopuścić do bankructwa setek firm zajmujących się do tej pory wytwarzaniem i sprzedażą krynolin. Gdy stało się jasne, że suknie damskie nowego fasonu również potrzebują solidnego wsparcia ze strony przemysłu, fabrykanci odetchnęli z ulgą. Przestawili produkcję zakładów na turniury i rzucili się ogłaszać w prasie, że ich nowy, właśnie opatentowany model jest doskonalszy od wszystkich innych, zwłaszcza tych produkowanych przez konkurencję.

Franz Xaver Winterhalter, Cesarzowa Eugenia | 1854, Metropolitan Museum of Art, Nowy Jork
Na początku nie obyło się jednak bez zgrzytów. Wiele kobiet nie chciało porzucić krynoliny, w tym cesarzowa Eugenia, żona Napoleona III, która nadawała ton ówczesnej modzie świata Zachodu. Do turniury próbował ją przekonać Charles Worth, założyciel jednego z pierwszych paryskich domów mody, emigrant z Anglii uważający się nie za krawca, lecz wielkiego artystę i cieszący się pozycją specjalnego doradcy francuskiego dworu w kwestiach dotyczących stroju. To właśnie swojej najbardziej prominentnej klientce, czyli cesarzowej, jako pierwszej zaprezentował nowy, wymyślony przez siebie fason sukni w ogóle bez krynoliny. Tkanina, do tej pory rozpinana na stelażu pod spódnicą, była tu podniesiona i upięta z tyłu na podkładce; z przodu suknię skrojono płasko: wyposażono jedynie w mały drapowany fartuszek, którego zadanie polegało na przesłonięciu brzucha – strój opięty na kobiecym łonie byłby bowiem w tamtych latach jeszcze zbyt szokujący. Mimo owego strategicznego przesłonięcia Eugenia nie zgodziła się nawet przymierzyć nowego fasonu. Uznała, że jest wulgarny.
Cesarzowa zdecydowanie odmówiła więc udziału w promowaniu radykalnej modowej metamorfozy, ale turniura i tak zwyciężyła. W wyniku wojny francusko-pruskiej (1870–1871) nastąpił upadek Drugiego Cesarstwa. Ustrój się zmienił i we Francji nastała Trzecia Republika. W zmienionych warunkach politycznych krynolina odeszła do lamusa jako symbol czasów minionych, jednak potrzeba luksusu i wystawności pozostała ta sama. Na ów zew odpowiedziała turniura – jako ta, która wyewoluowała z krynoliny. Nazywana nawet jej córką, przejęła po niej schedę.

James Tissot, Herbata | 1872, Metropolitan Museum of Art, Nowy Jork
Nastąpiła wtedy znacząca modyfikacja w kwestii narzucanej przez modę kobiecej sylwetki. Do tej pory kobieta stanowiła niejako centrum rozpościerającego się wokół niej stroju, teraz stała wyraźnie z przodu i dopiero za nią rozciągała się rozbudowana konstrukcja złożona z wypiętrzonej turniury, na wiele sposobów układanych draperii, zakończona trenem. Z tyłu też kumulowała się dekoracja, potęgująca efekt wypiętrzenia – niezwykle obfita, składająca się z wolantów, wstążek, frędzli, kokard, falban, kwiatów z tkaniny itd. Z przodu suknie były niemal zupełnie gładkie, za wyjątkiem quasi-fartuszka albo baskinki, zdobione raczej umiarkowanie (riuszki przy dekolcie i mankietach, koronki) i równo sięgały ziemi. Nadal zaznaczano w damskim stroju talię, z tym że w latach 70. XIX wieku lokowano ją nieco wyżej w stosunku do anatomicznej.
Do sukni z turniurą nie tak łatwo było dopasować formę wierzchniego okrycia. Straciły rację bytu świetnie koegzystujące z krynoliną rotundy i burnusy – teraz już brzydko układały się z tyłu. Do dyspozycji elegantek pozostawały krótkie płaszczyki-narzutki, rozcięte tak, by wyeksponować „paryski kuper”. Krótkie okrycia można też było efektownie udrapować na wysokości bioder.
Do turniury dopasowano także fryzurę. Jej linia powtarzała linię sukni, więc najbardziej efektowne elementy kompozycji oraz ozdoby również koncentrowały się z tyłu. W latach 70. XIX wieku elegantki najczęściej czesano w skomplikowany, wysoko upinany kok złożony z warkocza lub loków, uzupełniany długimi puklami-anglezami opadającymi na szyję i kark. Oczywiście wiele pań musiało sobie owe anglezy przypinać. Czoło przykrywała krótka, fryzowana grzywka, zaś uszy pozostawały odsłonięte, dzięki czemu ładnie prezentowały się długie kolczyki.

John Everett Millais, Serca to atuty | 1872, Tate Gallery, Londyn
Księżniczki z gołębim ogonem
Lata 1868–1878 to czasy panowania tak zwanej pierwszej turniury. Moda nie lubi jednak stagnacji i pod koniec dekady ostatnim krzykiem mody ogłoszone zostały suknie zwane princesse – czyli księżniczki. Nie do wiary, ale jeśli chodzi o wygodę, już lepiej było pozostać przy turniurze, bo „księżniczki” to istne futerały, ciasno opinające ciało kobiety od szyi aż do ud. Miały charakterystyczną linię: nieodcinane w talii, dopasowane krojem i zaszewkami, rozszerzały się dopiero od kolan do ziemi. Zgodnie z ogólną tendencją tej epoki tył sukni był drapowany i bogato zdobiony, z tym że w przeciwieństwie do turniury ozdobne upięcia rozpoczynały się dopiero poniżej bioder. Opadały następnie kaskadami materiału w dół, aż wreszcie przechodziły w tren. Ten był nadal bardzo długi, choć węższy, nisko osadzony i na końcu wachlarzowato rozszerzony. Nazywano go gołębim ogonem. Wszystkie te elementy, wraz z fryzurą i obcasami, miały budować sylwetkę smukłą, wąską, wydłużoną i przez to bardzo wytworną.

James Tissot, Oficer i damy na statku HMS Calcutta | 1876, Tate Gallery, Londyn
Noszenie princesse wymagało długiego (sięgającego aż do połowy ud), ciasno sznurowanego gorsetu, a i tak najlepiej w tego typu sukniach prezentowały się kobiety szczupłe. Wkrótce więc powrócono do turniury, jako rozwiązania pasującego większej liczbie pań.

Tadeusz Ajdukiewicz, Portret Heleny Modrzejewskiej | między 1879–1880, Muzeum Narodowe w Krakowie; Helena Modrzejewska jako Julia w sztuce Romeo i Julia Szekspira, fot. Scholl | 1882, Muzeum Krakowa
Sztuczna pupa wraca
Okres tak zwanej drugiej turniury obejmuje lata około 1882–1890. Turniura z lat 80. XIX wieku różniła się od swojej poprzedniczki wielkością – była wyraźnie większa, a ponadto przyczepiano ją równo na linii talii, co dawało efekt położonej na pośladkach półki albo wyraźnego garbu oddzielonego od tułowia. Sztywno wyprostowany i ciasno opięty tors niejako poprzedzał turniurę. Podobnie jak kilkanaście lat wcześniej, turniura mogła przybierać różne postacie: od prostej włosianej, a nawet wypchanej gazetami poduszki, przez wersję sznurowaną od spodu, dzięki czemu można było regulować stopień „wypięcia” kuperka, aż po skomplikowane stalowe i sprężynowe konstrukcje, niektóre nawet składane.

Turniury | ok. 1880, Metropolitan Museum of Art, Nowy Jork
Generalnie każda turniura wyposażona była w doszyty pasek, który wiązano w pasie, a często i rozmaite dodatkowe klapki, mające zabezpieczyć ją przed niefortunnym przekrzywieniem się – co by to było, gdyby nagle samowolnie uplasowała się z przodu?! Skandal i ruina reputacji murowane!
Lata 80. przyniosły ze sobą też pewien postęp w kwestii wygody damskiego stroju. Mianowicie spódnice nie były już tak wąskie jak w wersji princesse, na ogół nie miały trenu i kończyły się tuż nad ziemią. W sumie pozwalało to na chodzenie w miarę bez przeszkód. Tylko przy siedzeniu trzeba było jeszcze uważać.
W spódnicy zredukowano podpięcia, draperie i falbany, zarzucono efekt owijania ciała tkaniną. Spodnia spódnica była marszczona lub plisowana i opadała prostymi liniami do ziemi. Wierzchnia nadal układała się z przodu w fartuszek, ale prostszy i skromniejszy niż w latach 70., lekko tylko przylegający i ściągnięty troczkami w półkoliste fałdy. Tył wierzchniej spódnicy został zmarszczony od talii tak, by przykryć turniurę. Niekiedy w tym miejscu umieszczano dużą, płaską kokardę. Baskinki żakietów i płaszczyków również układano w regularne fałdy. Szczególnie efektownym okryciem stały się narzutki rozcięte i podpięte tak, aby eksponować turniurę, szyte z wzorzystych kaszmirów i zdobione bogatą pasmanterią lub futerkiem. W paradę turniurze nie wchodziły też pelerynki, które sięgały zaledwie do połowy łokci.
Turniura odchodzi na dobre
Około 1890 roku znów nastąpiła diametralna zmiana obowiązującej sylwetki. Przede wszystkim pożegnano się definitywnie z turniurą, „tym śmiesznym garbem, który nadawał kobiecie wygląd strusia lub wielbłąda”, jak mawiali współcześni. Wróciła, w powściągliwej wersji, linia klepsydry mająca podkreślać inne archetypowe cechy figury kobiecej: duży biust, szerokie biodra i wąską talię. Charakterystyczną cechą mody lat 90. stały się szerokie i nastroszone bufiaste rękawy „à la udziec barani” – reminiscencja mody lat 30. XIX wieku. Pod koniec stulecia więc, zamiast z turniury, która zniknęła z damskiego stroju i nie dawała już pretekstu do drwin, naśmiewano się z buf. Krytycy mody narzekali, że pochłaniają niemal tyle samo materiału co cała spódnica, że co roku są większe, tak że już niedługo elegantki zostaną zmuszone przechodzić bokiem przez drzwi albo w ogóle się w nich nie zmieszczą.
Z powyższej historii można wysnuć – pół żartem, pół serio – ogólny wniosek: otóż od stuleci jedną z podstawowych funkcji mody jest możliwość naśmiewania się z niej. Świat bez mody byłby o wiele smutniejszy.
Bibliografia:
1. Dobkowska J., Wasilewska J., W cieniu koronkowej parasolki. O modzie i obyczajach w XIX wieku, Warszawa 2016.
2. Toussaint-Samat M., Historia stroju, Warszawa 1998.
3. Corsets, crinolines and bustles. Fashionable Victorian underwear, strona internetowa Victoria and Albert Museum, https://www.vam.ac.uk/articles/corsets-crinolines-and-bustles-fashionable-victorian-underwear (dostęp: 29.04.2025).
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
© Wszelkie prawa zastrzeżone, w tym prawa autorów i wydawcy – Fundacji Niezła Sztuka. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części portalu Niezlasztuka.net bez zgody Fundacji Niezła Sztuka zabronione. Kontakt z redakcją ».
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:

- Spiętrzenie absurdu, czyli turniura vel tyłek paryski - 17 września 2025
- Siła spojrzenia – Piero Fornasetti - 6 sierpnia 2025
- Oddane naturze. Sztuka botaniczna jako kobieca specjalność - 15 maja 2025
- Barbara Hoff i jej rewolucja w modzie.
H jak Hoff, Hoff jak Hoffland - 3 kwietnia 2025 - Wzlot i upadek krynoliny - 1 marca 2025
- Dlaczego nie było wielkich artystek? - 19 lipca 2024