„Obrazy będą bliżej Wilna, które tak często wspominał ojciec, zaś przed jego śmiercią wspomnienie o rodzinnym mieście stało się niemal obsesją” – tymi słowami Julitta Sleńdzińska podsumowała akt darowizny miastu Białystok rodzinnej kolekcji dzieł sztuki oraz archiwaliów. Była ostatnią z wielkiego artystycznego i szlacheckiego rodu – na niej linia rodziny Sleńdzińskich wygasła.
Marcin Sleńdziński
Najstarszy dokument archiwalny ze zbiorów Galerii im. Sleńdzińskich pochodzi z 1791 roku i dotyczy Marcina Sleńdzińskiego. O Marcinie wiemy, że był synem Ignacego, zajmował się kupiectwem – z dobrym skutkiem, bowiem w testamencie z 1813 roku zapisał swojej umiłowanej małżonce, młodszej o 20 lat Katarzynie z Woyciechowiczów Sleńdzińskiej, kamienice w Wilnie: dwie przy ul. Wielkiej pod numerami 10 i 203 oraz trzecią przy ulicy Sawicz pod numerem 58. Wiemy również, że w 1812 roku Marcin był ławnikiem w Wilnie. Pozyskał zaufanie, które wkrótce zaowocowało objęciem funkcji skarbnika i burmistrza miasta. Natomiast rok wcześniej, w 1811 roku, rodowi przyznana została godność szlachecka – Sleńdzińscy mieli majątek ziemski w Koczanach pod Szatami w powiecie wiłkomierskim.
Protoplaści artystycznej dynastii doczekali się dziewięciorga dzieci: sześciu córek i trzech synów. Katarzynę przed śmiercią (żyła 56 lat) zdążył sportretować w 1829 syn Aleksander Józef. To on był pierwszym artystą malarzem spośród Sleńdzińskich.
Aleksander
Odznaczał się również talentem muzycznym, grywał na flecie węgierskim, tzw. czekanie, był członkiem sekstetu muzycznego. Aleksander wychował się w domu przy ul. Wielkiej 203. Kilkakrotnie podejmował naukę na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Wileńskiego (od 1819 do 1831 roku). Studiował malarstwo i rysunek u Jana Rustema, rzeźbę u Kazimierza Jelskiego. W archiwum galerii przechowujemy dokument – życiorys Aleksandra, napisany przez nam nieznaną, ale sądząc z treści, dobrze znającą go osobę:
„Aleksander Sleńdziński był artystą-malarzem oraz nauczycielem rysunku w szkole. Wykonywał portrety przeważnie na obstalunek, częstokroć według dostarczonych jemu fotografii ze szczegółowymi opisami twarzy. Brał udział w orkiestrze amatorskiej, bowiem dość biegle grywał na flecie. Sprytu życiowego nie posiadał, przezornym i zaradnym nie był. Zwykle ze szkodą dla siebie lub rodziny szedł na finansowe ustępstwa, dlatego niejednokrotnie on sam i członkowie rodziny znajdowali się w ogromnie przykrym, materialnym położeniu. A w chwilach krytycznych nawet najlepsi znajomi skwapliwie unikali jego domu, zaś w miejscach publicznych stronili się od niego, starając się z nim nie spotykać. Przyjaźnił się z kompozytorem Stanisławem Moniuszką, często się wzajemnie odwiedzali, podobno składał wizyty także poecie Władysławowi Syrokomli”.
Niektóre źródła podają, że przyjaźń Aleksandra z poetą była dość zażyła. Pojawiają się też informacje o przyjacielskich relacjach z Józefem Ignacym Kraszewskim. Rzeczywiście musiała to być bliska znajomość, bowiem syn Aleksandra, Wincenty, w czasie pobytu w Dreźnie zatrzymał się u Kraszewskiego. Rodzina Aleksandra, która często znajdowała się w „przykrym, materialnym położeniu”, była niemała. Z żoną Karoliną Korgowdówną mieli ośmioro dzieci: trzech synów i pięć córek. Aleksander, jako nauczyciel rysunku, często zmieniał miejsce zamieszkania, w zależności od zatrudnienia. W takiej roli pojawił się w Czerwonym Dworze u Benedykta Emanuela Tyszkiewicza w 1842 roku. Do miejscowego kościoła namalował kilka obrazów oraz stacje drogi krzyżowej. Nie były to jedyne obrazy sakralne, które namalował. Wiemy, że do kościoła św. Teresy w Wilnie wykonał dzieło znajdujące się w górnej części ołtarza głównego. Przedstawia ono Matkę Boską z Dzieciątkiem. Do kościoła dominikanów namalował wizerunek św. Cecylii, ale obraz niestety zaginął.
Obok sztuki sakralnej Aleksander zajmował się także malarstwem portretowym. Najczęściej przedstawiał popiersie postaci na neutralnym tle, bez rekwizytów, z poprawnie przeprowadzonym modelunkiem i światłocieniem. W latach czterdziestych XIX wieku mieszkał wraz z rodziną w majątku Borciany. Tam powstały scenki rodzajowe z życia ludu stylistycznie nawiązujące do malarstwa flamandzkiego, m.in. Grupa wieśniaków w karczmie. Naturalistycznie uchwycone typy chłopskie i mieszczańskie rysowane ołówkiem, przechowywane w Bibliotece Litewskiej Akademii Nauk w Wilnie, są przykładem wysokiego poziomu jego talentu. Aleksander zmarł w 1878 roku w Wilnie, pochowany został na cmentarzu bernardyńskim w grobowcu rodzinnym.
Synowie Aleksandra
Spośród trzech synów Aleksandra to właśnie najstarszy, Wincenty Leopold (urodzony w 1837 roku w Skrebinach koło Wiłkomirska) odziedziczył talent malarski. Dwaj pozostali synowie również odznaczali się wybitnymi umiejętnościami, ale w innych dziedzinach. Aleksander Jan (urodzony w Kownie w 1849) był botanikiem, florystą, badaczem szaty roślinnej Podola i Pokucia, asystentem w katedrze botaniki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Odnotował i zbadał setki roślin, odkrył kilka zupełnie nieznanych gatunków kwiatowych. Zmarł przedwcześnie w wieku 32 lat, najprawdopodobniej na skutek wyczerpania organizmu wynikającego z trudności materialnych. Zgromadzone przez niego przed ponad stu czterdziestu laty zielniki nadal służą badaczom i studentom, są przechowywane w zbiorach Instytutu Botaniki UJ oraz PAN w Krakowie.
Najmłodszy syn Aleksandra, Stanisław, był dyrektorem Departamentu Dróg Wodnych na całą Rosję; ukończył trzy wyższe uczelnie w Petersburgu: Wydział Matematyczny uniwersytetu, Instytut Technologiczny i Instytut Inżynierów Komunikacji. Budował linię kolejową Kijów–Odessa. Mieszkał w Petersburgu na Fontance.
Studia w Moskwie
Wincenty Leopold wychowywał się w różnych miejscowościach na Wileńszczyźnie: w Borcianach, Bajoryszkach koło Kiejdan, Czerwonym Dworze. Lata wczesnej młodości spędził w Wilnie, w domu rodzinnym, w którym w 1824 roku, po opuszczeniu więzienia, miał zatrzymać się Adam Mickiewicz. Aleksander Sleńdziński musiał wcześnie zauważyć talent plastyczny syna; był jego pierwszym nauczycielem. Wysłał go również na lekcje muzyki do Stanisława Moniuszki. Sam odwdzięczał się za to, udzielając lekcji rysunku córce Moniuszki, Elżbiecie, która potem zarobkowała w Warszawie jako drzeworytniczka.
W „Biesiadzie literackiej” z 1892 roku czytamy:
„Pan Wincenty Sleńdziński ceniony malarz portrecista przechowuje portret Moniuszki wykonany z natury w Wilnie w roku 1856. Pan Sleńdziński należał również do zamiłowanych muzyków, a w kunszcie tym kształcił go Moniuszko”.
Portret słynnego kompozytora powstał tuż przed rozpoczęciem studiów malarskich w moskiewskiej Szkole Sztuk Pięknych, gdzie Wincenty studiował w latach 1856–1863 pod kierunkiem Sergieja Zarianki. Pochodził on ze Żmudzi, a w swoim nauczaniu skłaniał się do bezpośredniej obserwacji natury. „Ten ceniony portrecista dla uczniów okazał się człowiekiem bardzo sympatycznym i pełnym dobroci ” – pisze Janina Wiercińska w biografii Elwira Michała Andriollego. Warto dodać, że Andriolli był o rok starszym kolegą Wincentego oraz towarzyszem lat dziecinnych i młodzieńczych. Razem udali się na studia malarskie do Moskwy. Stołeczna uczelnia była filią Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu.
Wincenty był bardzo zdolnym studentem, kilkakrotnie wyróżnianym medalami. W 1860 roku, jeszcze jako student, namalował zachwycający biegłością techniczną i niewymuszonym realizmem Portret staruszki spod Ostrej Bramy nawlekającej igłę (od 1941 roku w zbiorach Lietuvos dailės muziejus w Wilnie). Portret ten jest dowodem ponadprzeciętnego talentu artysty. W Moskwie powstały również m.in. śmiały malarsko Autoportret, a także Portret matki – oba namalował w 1862 roku. Jeden z jego obrazów rodzajowych, który prezentowano na wystawie z okazji przyjazdu cara Aleksandra III, zakupiła małżonka władcy, cesarzowa Maria Fiodorowna.
Skromny studencki budżet został zasilony okrągłą sumką 200 rubli. Artysta pozyskał również fundusze ze sprzedaży kilku innych dzieł. Wkrótce nastąpiły wypadki, które miały zaważyć na przyszłości dobrze zapowiadającego się artysty.
Powstańczy epizod
Pozyskane środki przeznaczył bowiem na podróż i w lutym 1863 roku przybył do Wilna, nie zatrzymał się jednak w domu rodzinnym, lecz wynajmował mieszkanie. Wraz z Andriollim miał utrzymywać kontakty z oddziałami powstańczymi, dostarczając materiały i żywność. Z dużym prawdopodobieństwem możemy przypuszczać, że między innymi ruble cesarzowej zostały tak spożytkowane. Ponieważ wieść o ich działalności dotarła do władz, w październiku postanowili opuścić miasto. Andriollemu się udało, natomiast Sleńdziński został aresztowany i osadzony w cytadeli. Podczas przesłuchań Wincenty zaprzeczał swojej działalności rewolucyjnej. Tłumaczył się, że cały czas zajmował się pracą, malując twarze spotkane na ulicy, gdyż ma całą rodzinę na utrzymaniu.
Zesłanie
Wincenty został skazany przez sąd polowy na zesłanie do guberni niżegorodzkiej pod ostry nadzór policyjny. Pierwszym miejscem zsyłki był Kniahinin, niewielkie miasteczko powiatowe nieopodal Równego na Ukrainie. Gdy po trzech latach otrzymał zgodę na wyjazd do Charkowa, był tak ucieszony nową życiową perspektywą, że podróż parostatkiem po Wołdze dzień po dniu opisał na kartach swojego szkicownika. Ta barwna i ciekawa opowieść doczekała się publikacji w książce pt. W chwili zwątpienia (wydanej przez Galerię Sleńdzińskich). W 1867 roku, po 11 latach od rozpoczęcia studiów, Cesarska Akademia Sztuk Pięknych w Petersburgu przyznała mu tytuł malarza trzeciego stopnia. W Charkowie malował dużo, były to głównie portrety na zamówienie. Znaczną część zarobionych pieniędzy przesyłał na utrzymanie licznej rodziny w Wilnie, a zwłaszcza na kształcenie młodszych braci. Po pięcioletnim pobycie w Charkowie otrzymał zgodę na studia zagraniczne.
W wielkim świecie
Udał się do Krakowa, gdzie zatrzymał się u brata Aleksandra, poznał tam Matejkę. Później wyjechał do Drezna, do Kraszewskiego. Tu jego obrazy cieszyły się ogromnym powodzeniem, jak pisał Uziębło, były wprost rozchwytywane. Dzięki pisarzowi Kraszewskiemu poznał mecenasów sztuki z ówczesnego Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Sleńdziński restaurował też renesansowe dzieła w zbiorach kórnickich. Z drobnego szkicu piórkiem odtworzył portret babki Kraszewskiego oraz namalował kilka portretów rodzinnych, w tym dwie podobizny autora Starej baśni. Kraszewski zamieścił w „Tygodniku Ilustrowanym” w 1873 roku bardzo pochlebną recenzję prac Wincentego. Czytamy tam m.in.:
„Obrazki rodzajowe Sleńdzińskiego, jego kartony kompozycji historycznych i portrety świadczą o talencie pełnym uczucia i prostoty i o wybornych studiach. Sleńdziński nic nie robi bez natury, ale umie ją upoetyzować bez przesady i nadać jej wdzięk niewymuszony”.
Nieszczęśliwy przypadek
Po powrocie do Krakowa, zwiedzając okolice miasta, nieświadomie przekroczył granicę, został aresztowany i odesłany do Charkowa. Był rok 1875, musiało upłynąć jeszcze długich osiem lat, zanim otrzymał zgodę na powrót do Wilna. Malował wiele, jego prace cieszyły się uznaniem, często stawały się ozdobą kolekcji prywatnych, a więc dziś trudno jest ustalić miejsce ich przechowywania. Wiele obrazów znajduje się w kolekcji Muzeum sztuki w Wilnie oraz w zbiorach kilku polskich muzeów.
Niemałą wartość przedstawiają szkicowniki artysty, trzy najcenniejsze z Moskwy, Kniahinina, Charkowa i Wilna są w zbiorach Galerii im. Sleńdzińskich w Białymstoku. W jednym z nich znajduje się rejestr prac wykonanych przez Wincentego, z którego wynika, że namalował ponad półtora tysiąca obrazów.
W rodzinnym mieście
Po powrocie do Wilna w 1883 roku nie zastał już żyjących rodziców – matka zmarła w tym samym roku. Artysta wykonał jej pośmiertny portret. Związał się z Anną z Bolcewiczów1, żoną fotografa Józefa. Po jego śmierci poślubił wdowę i przejął opiekę nad jej dziećmi z pierwszego i drugiego małżeństwa. Anna i Wincenty mieli jeszcze dwoje dzieci: urodzoną w tym samym roku Johannę i o rok młodszego Ludomira.
Anna po drugim mężu odziedziczyła zakład fotograficzny, który przez jakiś czas udało się jej prowadzić. Jednak Wincenty tak naprawdę sam utrzymywał rodzinę. Miało to swoje odzwierciedlenie w poziomie jego malarstwa, które coraz bardziej było „dla chleba”. Ceniony był jako restaurator obrazów dawnych. Wykonał także wiele obrazów o tematyce sakralnej i, jak pisał Henryk Uziębło – „nie ma sobie w Wilnie równych pod tym względem”. W prezbiterium kościoła św. Rafała możemy obejrzeć wizerunki świętych Piotra i Pawła z 1897 roku. Obraz z ołtarza głównego w kościele św. Jakuba i Filipa, przedstawiający patronów świątyni był do niedawna prezentowany na jednym z filarów katedry wileńskiej. Po śmierci Wincentego w 1909 roku w miejscowej prasie ukazało się kilka wspomnieniowych artykułów, w jednym z nich czytamy aktualne do dziś słowa:
„Sleńdziński zasługuje na odznaczenie w wydaniu albumowym celniejszych jego prac – obrazów i rysunków. Wypadałoby również urządzić wystawę odnośnych rzeczy tego sympatycznego i cenionego w swoim czasie artysty…”
Ludomir – mistrz z Wilna
Ostatnim artystą malarzem wśród Sleńdzińskich był Ludomir. Jego styl malarski jest na tyle rozpoznawalny, że możemy mówić o „szkole Sleńdzińskiego”, czasami nazywanej „klasycyzmem wileńskim” albo „szkołą wileńską”, stanowiącej odrębny kierunek w malarstwie polskim dwudziestolecia międzywojennego. Jego program artystyczny streścić można w słowach: dążenie ku wielkiej monumentalnej sztuce, ku syntezie opartej na tradycji, szkole i dobrym rzemiośle artystycznym. Światopogląd artystyczny Ludomir Sleńdziński wyrobił sobie dość wcześnie, bo już dzieła z 1923 roku są zapowiedzią własnego stylu malarskiego.
Jego droga jako artysty nie była wcale oczywista, bowiem Ludomir marzył o karierze muzycznej. Z braku odpowiednich szkół w rodzinnym mieście nie mógł swego marzenia zrealizować. Malarstwem, atmosferą pracowni plastycznej nasiąkał od dziecka. Nieobce mu były nazwiska i dzieła wielkich mistrzów malarstwa. Jednak dopiero w ostatniej klasie gimnazjum zdecydował, że poważnie potraktuje odkryty w sobie talent. Zapisał się na kursy rysunkowe, był uczniem Józefa Bałzukiewicza i Rybakowa, chociaż pierwszym nauczycielem był oczywiście ojciec, którego w młodości sportretował.
Studia nad Newą
W tym czasie młodzież wileńska ze względu na brak wyższych uczelni w mieście wyjeżdżała najczęściej na studia do Petersburga. Tam też udał się młody Sleńdziński, nie wierząc jednak w możliwość zdobycia indeksu, złożył papiery jednocześnie na Wydział Prawa miejscowego uniwersytetu. Trudno dziwić się takiej decyzji, bowiem kandydatów było dziesięciokrotnie więcej niż miejsc, a pierwszeństwo przyjęcia mieli najlepsi absolwenci czterech szkół plastycznych z terenu Rosji. Egzaminy z malarstwa i rysunku trwały dwa tygodnie, prace były szyfrowane, oceniało je grono profesorów tworzących radę uczelni. Ku wielkiej radości Ludomir Sleńdziński odnalazł swoje nazwisko na liście przyjętych. Pierwszy semestr był okresem próbnym; dopiero w końcu półrocza rada jeszcze raz rozpatrywała prace studentów i decydowała o ostatecznym przyjęciu. Odtąd Ludomir, pochłonięty był przede wszystkim studiami w akademii, w wolnym czasie uczestniczył w propozycjach kulturalnych miasta.
Mistrz Kardowski
Po dwóch latach studiów ogólnych mógł wybrać pracownię i profesora. Wybór padł na prof. Dymitra Nikołajewicza Kardowskiego, u którego przez cztery kolejne lata pobierał naukę. Po latach napisał w swoich wspomnieniach:
„Pracownię Kardowskiego cechował wysoki poziom kulturalny, doskonałe kierownictwo profesora posiadającego wielką erudycję i wyjątkowe zdolności pedagogiczne. Była to jedyna pracownia, w której rozwiązywano zagadnienia malarstwa monumentalnego. Opierano się na najlepszych osiągnięciach przeszłości, unikając ślepego naśladownictwa”.
Z pracowni tej wyniósł Sleńdziński umiłowanie do sztuki mistrzów renesansu, którą gorliwie studiowano, oraz do sangwiny. Studenci Kardowskiego, określani niekiedy jako „sangwiniści”, w charakterystyczny sposób posługiwali się tą czerwoną kredką. Nie ograniczali się do konturu, lecz wypełniali kolorem całą postać, dbając o poprawny modelunek światłocieniowy i uzyskując napięcie bryły.
Po latach spędzonych w pracowni przyszedł czas na dyplom. Praca trwała jeden rok, każdy z dyplomantów korzystał z własnej pracowni, modeli, obsługi i otrzymywał specjalne stypendium dyplomowe oraz jednorazowy zasiłek na materiały malarskie i ramy. Ludomir pisał we wspomnieniach, że pozbawiało go to wszelkich kłopotów materialnych. Za temat pracy wybrał Sleńdziński idyllę grecką. Była to monumentalnych rozmiarów (2 x 3 m) kompozycja pt. Sielanka, która po wystawie prac dyplomowych zyskała pochlebne recenzje w prasie.
Wojna i rewolucja
Gdy ukończył studia, trwała I wojna światowa. Aby uniknąć wysłania na front, młody artysta przyjął propozycję przyjaciół i objął posadę w fabryce min w Jekaterynosławiu. Praca ta miała być tylko pretekstem, w rzeczywistości Ludomir malował portrety członków rodziny Krzyżanowskich. Po wybuchu rewolucji opuścił fabrykę i rozpoczął pracę w Komitecie Polskim, który tam się zawiązał. W 1920 roku powrócił do Wilna. Dom rodzinny po Czechowiczu został sprzedany, matka mieszkała nieopodal. W Wilnie Ludomir zastał kolegę z Akademii Stanisława Woźnickiego, absolwenta architektury. We wspomnieniach pisał:
„Cechowała go niezwykle żywa inteligencja, zdrowy i jasny sąd o sztuce oraz wyjątkowe zalety koleżeńskie. Zbliżyła nas jeszcze więcej wspólna chęć zorganizowania życia artystycznego na terenie Wilna”.
Z ich inicjatywy powstało wówczas Wileńskie Towarzystwo Artystów Plastyków, do którego weszli młodzi miejscowi artyści: Bronisław Jamontt, Michał Rouba, Wacław Czechowicz, Czesław Wierusz-Kowalski, Jerzy Hoppen, Kazimierz Kwiatkowski, Marian Kulesza, Piotr Hermanowicz i kilku innych. Towarzystwo organizowało wystawy prac swoich członków, wydawało czasopismo poświęcone sztuce pod nazwą „Południe”. Prowadziło także szkołę rysunkową. Sleńdziński był prezesem stowarzyszenia przez cały czas jego istnienia do 1939 roku, a także jego najwybitniejszym przedstawicielem. Towarzystwo stało w opozycji do impresjonizmu i stawiało na dobre przygotowanie warsztatowe i teoretyczne, dające podstawy do świadomej i konstruktywnej pracy twórczej.
Celem szkoły rysunkowej, której kierownikiem został Sleńdziński, była walka z dyletantyzmem w sztuce czystej i stosowanej. O potrzebie stworzenia takiej szkoły świadczy fakt, że w ciągu dwóch lat jej istnienia uczęszczało do niej paruset uczniów. Później została przekształcona w Szkołę Rzemiosł Artystycznych, a jej kierownictwo objął Michał Rouba.
Pierwsza samodzielna pracownia
W nowym, obszernym mieszkaniu, w budynku poklasztornym przy kościele św. Rafała, na zbiegu ulic Kalwaryjskiej i Wiłkomirskiej mieściła się pracownia artysty. Służyła mu do 1933 roku. Tam powstała większość prac, które przyniosły mu rozgłos i uznanie.
„Piękną jest ta pracownia przez swą wytworną skromność. Robi potężne wrażenie świątyni – najczystszych natchnień mistrza. Z osnutego mrokiem salonu zdobnego w cenne, oprawione w czeczotę miedzioryty i grawiury przechodziło się do gabinetu. Tu na stołach, niczym w pracowni alchemika, stały tygle, słoje z pigmentami, moździerze, artysta sam przygotowywał farby. Na sztalugach można było zobaczyć szereg dzieł w różnych stadiach opracowania. Sleńdziński pracował dość wolno, średnio nad obrazem pół roku. Sam również komponował ramy. Uważał bowiem, że rama musi być harmonijnym przejściem między obrazem a otoczeniem”.
Artysta objął posadę nauczyciela rysunku w Gimnazjum im. Zygmunta Augusta; pracował tam krótko, około roku. Jednym z jego uczniów był Czesław Miłosz, który wielokrotnie wspominał profesora w swoich książkach.
Białostocka Mona Lisa
Pierwsze poważne zamówienie przyszło w roku 1923. Powierzono mu wykonanie plafonu w Prezydium Rady Ministrów w Warszawie. Plafon wykonany na płótnie farbą olejną artysta malował w pracowni w foyer teatru Starej Pomarańczarni w Łazienkach. Zarobione pieniądze przeznaczył na podróż studyjną do Włoch, o której marzył jeszcze w czasach studenckich. Zwiedził m.in. Rzym, Bolonię, Florencję i Wenecję. Największym przeżyciem artystycznym było spotkanie z freskami Michała Anioła w kaplicy Sykstyńskiej.
Na otwarciu wystawy środowiska wileńskiego w Warszawie, w 1924 roku poznał swoją przyszłą żonę, Irenę. Mistrz z Wilna musiał być pod urokiem pięknej panny Ireny, bowiem wkrótce się jej oświadczył w bliskiej jego sercu scenerii – przed obrazem Jana Matejki Batory pod Pskowem w warszawskiej Zachęcie.
Wkrótce narzeczonych rozłączyła kolejna podróż studyjna, wcześniej zaplanowana, tym razem do Paryża. O ich uczuciu świadczy korespondencja. Artysta niemal codziennie pisał list bądź kartę pocztową. Zajmowały go również przygotowania do ich ślubu, który miał się odbyć na początku 1925 roku w wiecznym mieście. Wtedy też powstał Portret żony z obrączką w niebieskim berecie, za który otrzymał w 1928 roku nagrodę Akademii Umiejętności; jest on nazywany „białostocką Moną Lisą”.
Kariera akademicka
Po powrocie do Wilna otrzymał od prof. Ferdynanda Ruszczyca propozycję objęcia posady w katedrze malarstwa monumentalnego na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, z którym był związany do wybuchu II wojny światowej, pełniąc również funkcję dziekana. Praca pedagogiczna okazała się bliską sercu malarza, główny nacisk położył na opanowanie przez studentów rysunku.
Tak wspomina Sleńdzińskiego jeden z jego studentów, Michał Siewruk:
„W pracowni Sleńdzińskiego był szczególny porządek, cisza i atmosfera pracy. Profesor szybko wchodził do pracowni. Dobrze ubrany, niewielkiego wzrostu, w okularach. Podchodził do studenta, witał się uściskiem dłoni i zaczynał korektę. Mówił dosyć szybko, omawiał pracę w sposób szczegółowy i zrozumiały. Korektę robił zawsze oddzielnie na skraju kartonu, nigdy nie rysował po pracy studenta, bardzo nam to odpowiadało. Nigdy nie psuł rysunku i nie obrażał uczuć studentów. Kiedy odchodził, zawsze mówił kilka pozytywnych słów, „ogólnie nieźle, proszę kontynuować”. Czasami radził spojrzeć na prace Masaccia czy Signorellego. Zawsze był bardzo poprawny i tym „kupował” sobie studentów. Studiowaliśmy u niego kompozycję monumentalną. Ćwiczenia odbywały się bezpośrednio na ścianie. Trzeba było samemu położyć tynk i na tym malować. Opowiadał nam o związku malarstwa z architekturą. Sleńdziński to człowiek wielkiej erudycji, objeździł wiele krajów, wystawiał we wszystkich stronach świata, niewiarygodnie pracowity, malarz i rzeźbiarz. Na naszych studenckich wieczorkach niezastąpiony kompan, błyskotliwy, dowcipny i wesoły”.
Czas wolny po pracy na Wydziale Ludomir poświęcał pracy twórczej, udoskonalał warsztat, próbował swoich sił w rzeźbie. W 1926 roku wykonał pierwszą płaskorzeźbę w drewnie pt. Lato oraz rzeźbę pełną Portret żony. Polichromowane dzieła są połączeniem reliefu i malarstwa, do takich rozwiązań doprowadziło artystę umiłowanie formy, wyrazistej bryły i precyzyjnej linii.
Prawdziwy wilnianin
Okres międzywojenny to szereg wystaw w kraju i poza granicami, to czynny udział w Stowarzyszeniu Artystów Polskich „Rytm”, Instytucie Propagandy Sztuki, Towarzystwie „Zachęta”. To także kolejne wyjazdy studyjne do Anglii, Hiszpanii i Grecji, również na Bliski Wschód (Egipt, Syria, Palestyna, Turcja). Artysta brał udział w konkursie na projekt pomnika księcia Witolda oraz na regulację placu katedralnego w Wilnie. W 1938 roku prezydent Rzeczypospolitej Polskiej mianował Ludomira Sleńdzińskiego profesorem zwyczajnym na Wydziale Sztuk Pięknych USB. Jego dziełem są malowidła ścienne w gmachu Pocztowej Kasy Oszczędności i w Banku Gospodarstwa Krajowego w Wilnie (1937/1938) oraz projekty dekoracji Sali Posiedzeń Sejmu (1929) i plafonu do sali balowej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (1937), które nie zostały zrealizowane z powodu braku środków finansowych.
Okres II wojny światowej to wyrzucenie z mieszkania przy ul. Teatralnej, aresztowanie i osadzenie jako zakładnika wraz z innymi wybitnymi wilnianami w obozie ciężkich robót w Prawieniszkach w 1943 roku. Maria Woźnicka w „Prawdzie Wileńskiej” w 1944 pisała:
„Sleńdziński pozostał «czystej krwi» wilnianinem. Pejzaże, architektura w jego obrazach, tak tematycznie jak i w charakterze są czysto wileńskie. Poznajemy tu i ówdzie brzegi Wilii, jeziorka, pagórki. W portrecie Damy z parasolką (Galeria Trietiakowska w Moskwie) krajobraz Zwierzyńca jest łagodnie stonowany, jak kilimek wileński. I typy w obrazach rodzajowych Sleńdzińskiego są nam znajome, mnóstwo takich twarzy spotykamy na ulicach Wilna (Anielcia niosąca drewno, Chłopcy grający w guziki). Istotnie, jest on Ludomirem z Wilna”.
Trudna decyzja
W marcu 1945 roku artysta opuścił Wilno i udał się do Krakowa. Dzięki temu, iż jeden z jego studentów był pracownikiem kolei, otrzymał wagon, do którego mógł zapakować swoje prace, jak również rodzinną kolekcję gromadzoną od ponad 100 lat. Powstaje pytanie: dlaczego Kraków? Dlaczego nie Toruń, gdzie przeniosła się większość profesorów wydziału? Propozycja z Torunia przyszła później niż krakowska – to jeden z argumentów. Była to propozycja od przyjaciela, prof. Adolfa Szyszko-Bohusza, z pracą i z mieszkaniem. Możliwość muzycznego kształcenia córki Julitty na uczelni i u prof. Stanisława Szpinalskiego, który również z Wilna przeniósł się do Krakowa – to powód kolejny. I być może najmniej znaczący argument – umiłowanie gór, wspinaczek i aktywnego wypoczynku.
Nowy rozdział krakowski
W Krakowie prof. Ludomir Sleńdziński związał się z Wydziałem Architektury i objął katedrę rysunku i rzeźby. Wraz z nim z Wilna przyjechali doskonali graficy: Krystyna Wróblewska, Bogna Krasnodębska-Gardowska i Leon Kosmulski. Oto jak wspomina go prof. Jerzy Ullman, jeden ze studentów na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej:
„Kiedy pojawiał się w katedrze rysunku, to chociaż działo się to bez specjalnie zbędnych słów jego asystenci wprowadzali do pracowni odświętny nastrój. Polegał on na zasadzie poruszania się na palcach. Nie wynikało to z grozy profesora, gdyż był on niesłychanie bezpośredni, skromny i prosty w zachowaniu się. Odwiedziny profesora nie były jednak zbyt częste, gdyż zajęty był przede wszystkim wypełnianiem obowiązków rektora. Jako postać cieszył się ogromnym uznaniem wśród studentów. Był osobą przyciągającą powszechną uwagę. Precyzja, prawie matematyczna dokładność rysunku była wynikiem zarówno jego wiedzy, jak i charakteru, wyrazem w pełni świadomego stosunku do wszystkiego, co go otaczało. Z dokładnością matematyka nauczał rysunku, wymagając od studentów rozumienia znaczenia położonej kreski, określającej konstrukcję przedmiotu i jego budowę wewnętrzną. Lekcje rysunku odbywały się w postaci wykładu bądź ćwiczeń z kreślenia. Prof. Sleńdziński robił bardzo rzetelne korekty. Tak wiele i tak celnie umiał powiedzieć. W pracowni Sleńdzińskiego padały określenia takie jak: kości szczęki, mięśnie twarzy, pryzmat nosa, cylinder szyi czy jama oczodołu. Był to człowiek szybki, drobny, jeden z tych gigantów ducha o niewielkiej posturze jak np. Napoleon. Z jednej strony prosty, przystępny, niesłychanie skupiony, a z drugiej oderwany od świata. Pierwiastek intelektualny zaważył nie tylko na jego sztuce, lecz także na metodzie przekazywania swej wiedzy uczniom, poprzez wykłady i prace naukowe. Podobno Sleńdziński wśród studentów nosił trywialne przezwisko, które kojarzyło się z jego nazwiskiem, mianowicie Śledź. Artysta «śledzikował», śpiewnie zaciągał po wileńsku. Nie było w tym nic złośliwego; kiedy studenci czegoś potrzebowali, załatwienia sprawy, czy opieki to mówili: «Idź do Śledzia, załatwisz», a brzmiało to, jakby mówili: «idź do swojego Anioła Stróża». Tak właśnie prezentowała się postać profesora”.
W 1948 roku został mianowany profesorem rysunku odręcznego na swojej uczelni. W 1954 roku został pierwszym rektorem Politechniki Krakowskiej, poprzednio związanej z Akademią Górniczo-Hutniczą. W 1960 roku Ludomir Sleńdziński przeszedł na emeryturę i poświęcił się zupełnie pracy twórczej.
Zainteresowania twórcze
Malarstwo Sleńdzińskiego obracało się wokół człowieka, poruszane tematy to portret, akt, kompozycja figuralna. Motywy krajobrazowe dość rzadko występowały jako temat pracy, częściej stanowiły tło dla postaci. Prace Sleńdzińskiego nie noszą znamion przypadkowości, natchnionej chwili, są efektem wysiłku intelektualnego, wykluczają wszelką przypadkowość i żywiołowość. W przedstawianym temacie najbardziej interesowała go forma, stanowiąca artystyczny odpowiednik rzeczywistości. Nie był to surowy wycinek przeniesiony na płótno, lecz jego artystyczna interpretacja. Artysta posiadał olbrzymią wiedzę muzealną, z zakresu historii sztuki, jak również warsztatu malarskiego. Zmarł w wieku 91 lat w Krakowie, w 1980 roku.
Córka Julitta
Jedynym dzieckiem artysty była Julitta Anna, urodzona w 1927 roku w Wilnie. To ona w pełni zrealizowała marzenie ojca o karierze muzycznej. Była pianistką, absolwentką szkoły muzycznej im. Karłowicza w Wilnie. Studiowała w Krakowie i w Warszawie u najlepszych wówczas profesorów: Stanisława Szpinalskiego, Jerzego Żurawlewa i Henryka Sztompki. Na Konkursie Chopinowskim w 1949 roku zdobyła wyróżnienie. Instrumentem, który pokochała i który świadomie wybrała, był klawesyn. Tu również korzystała z rad najlepszych profesorów, m.in. prof. Rugerro Gerlina w Academia Musicale Chigiana w Sienie.
Wykształciła całe pokolenie młodych adeptów gry na tym instrumencie, jej uczniem był m.in. Władysław Kłosiewicz. Wiele koncertowała w kraju i za granicą, dokonała też licznych nagrań fonograficznych, telewizyjnych i radiowych. Od dziecka przejawiała talent plastyczny, ale po farby sięgnęła już jako osoba dorosła, kiedy z przyczyn zdrowotnych mniej koncertowała. Przed śmiercią w 1992 roku kolekcję dzieł malarskich, rzeźbiarskich i rysunkowych, a także bogate archiwum rodzinne przekazała gminie Białystok. Odtąd wśród obrazów i rzeźb jej przodków: Aleksandra, Wincentego i Ludomira rozbrzmiewa klawesyn Julitty.
- Primo voto de Rote, secundo voto Czechowiczową. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Z Wilna rodem – opowieść o Sleńdzińskich - 19 grudnia 2020