Część I
Narzeczeństwo i małżeńska stabilizacja
Wróciwszy do Krakowa, Malczewski odnawia towarzyskie kontakty, przerwane pobytem w Monachium. Trafia na przyjęcie zaręczynowe córki profesorostwa Janikowskich, na którym poznaje młodziutką córkę krakowskich mieszczan, pannę Marię Gralewską. Zauroczony, pisze w liście do matki, że „panna jest prześliczna blondynka – poczciwa, naturalna, miła i nadzwyczaj dystyngowana, nazywają ją tutaj die verzauberte Prinzessin”. Urodzona w 1866 roku, dwudziestoletnia Maria jest córką krakowskiego aptekarza Fortunata Gralewskiego, znanego w mieście społecznika i członka wielu towarzystw dobroczynnych, oraz Józefy z Janów. Gralewski jest właścicielem apteki Pod Złotym Tygrysem mieszczącej się na rogu ulic Szczepańskiej i Sławkowskiej. Maria ma młodszą siostrę – Zofia w przyszłości zostanie żoną Juliana Kaniewskiego, wuja Michaliny Janoszanki, której wielbicielom twórczości Jacka Malczewskiego nie trzeba, myślę, przedstawiać.
Po śmierci artysty, na początku lat trzydziestych XX wieku, Janoszanka napisze wspomnienia przywołujące życie i twórczość malarza w publikacji zatytułowanej Wielki tercjarz. Spowinowacona przez małżeństwo wuja z Malczewskimi, była częstym gościem w ich domu, przyjaźniąc się również z ich córką Julią. Od dziecka podziwiała obrazy mistrza, z czasem stając się jedną z jego ulubionych modelek. W biografii artysty, mimo specyficznie apologizującej formuły tekstu, można wyłapać wiele interesujących informacji na temat niektórych prac lub poznać anegdoty, znane wyłącznie bliskim, przybliżające charakter i zachowanie twórcy. To właśnie w tej książce Janoszanka opisuje pierwsze, wzajemne wrażenia przyszłych małżonków. Według Jacka „Marynia miała postać jak łodyga lilji, a kwiatem była jej główka”, natomiast Maria zwróciła uwagę na przyszłego męża, ponieważ „był taki inny od wszystkich”.
Jacek nie chce zaprzepaścić szansy na związek, gdy jego uczucia zdają się być odwzajemnione. Dlatego młodzi zaręczają się już w listopadzie 1886 roku, by niespełna rok później wziąć ślub w kościele Mariackim w Krakowie. Jeszcze przed ślubem artysta maluje elegancki i oficjalny Portret narzeczonej (dziś w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie), w pięknej, balowej sukni. Zgrabna i pełna wdzięku modelka ujęta jest w profilu, w lekkim skręcie tułowia widzianego od tyłu, jakby wzrok widza miał się skupić przede wszystkim na stylowej, perłowobiałej, zdobnej złotym meandrem sukni narzeczonej.
Możemy się domyślać, że Jacek, mimo pochodzenia szlacheckiego, nie bardzo zaimponował rodzicom przyszłej małżonki. Pochodzący z biednej rodziny, wykształcony artysta malarz, niekoniecznie mógł być upragnionym zięciem dla zasobnej, mającej więcej wspólnego z mieszczaństwem pary. Jakoś Jackowi udało się jednak w końcu przekonać do siebie przyszłych teściów, w czym pomocne zapewne okazały się jego rozległe znajomości pośród arystokratycznych rodów oraz wśród członków elit kulturalno-naukowych Krakowa.
I tak 29 października 1887 roku młodzi wzięli ślub. Ze względów zdrowotnych, a najprawdopodobniej w rzeczywistości ze względów finansowych, na uroczystość nie przyjechała matka Jacka ani jego starsza siostra. Bronisława tłumaczyła w listach skierowanych do brata i przyszłej szwagierki, że z powodu choroby matki ona, jako jej opiekunka, zmuszona jest również do pozostania w domu. Szczęśliwie młodsza siostra Helena wraz z poślubionym w styczniu tego samego roku mężem Wacławem Karczewskim dotarli na uroczystość. W zastępstwie nieobecnej, schorowanej matki pana młodego do ołtarza poprowadziła matkująca mu w Krakowie księżna Marcelina Czartoryska, co być może silniej przekonało Gralewskich do zięcia.
Podobno, na prośbę samego pana młodego, panna młoda miała suknię bardzo skromną, uszytą na jedwabnej podszewce.
Po ślubie młodzi początkowo zamieszkali u teściów w kamienicy przy Szczepańskiej. Z czasem zamieszkali osobno, we własnym mieszkaniu przy Zwierzynieckiej. Jak wyglądało ich małżeńskie gniazdko, można dowiedzieć się z listu kuzyna, a zarazem serdecznego przyjaciela Jacka, Karola Potkańskiego, który tak je opisuje Bronisławie Malczewskiej:
„Mieszkanie mają b. przyjemne, zaciszne jakieś i wesołe – zwykle jak u młodych; przedpokój dość obszerny, jadalny z widokiem na ogród, dalej salonik i sypialny; urządzeni są dobrze, może trochę za sztywno, jeżeli w ogóle zarzut jaki robić wolno. W salonie meble czarne, manczesterem czerwonym wybijane, ładne zwierciadło, kwiatów dosyć i kilka dużych fotografii na ścianie; w sypialnym łóżko piętrzące się od pościeli – literalnie muszą tonąć w puchu”.
Zdaje się, że opisane wnętrza nieszczególnie odbiegały od wystroju domów mieszczańskich, za co pewnie odpowiadała teściowa artysty. Zaskakujący w tym opisie jest brak jakiejkolwiek wzmianki o obrazach Jacka zdobiących ściany – czyżby żaden z nich nie wisiał wówczas w ich domu?, czy Potkański uważał to za tak oczywiste, że nie wspominał nawet o tym w liście?
Możemy się domyślać, że Józefa Gralewska w pierwszych latach wspólnego życia małżonków była nieustająco obecna w ich życiu. O pragmatycznym usposobieniu teściowej będzie za niedługo ironizował sam Malczewski, kiedy spotka go komplement od znajomego profesora na temat noszonej przez niego garderoby (dokładnie sobolego futra), na który odpowie rezolutnie, że „Kupiła mi teściowa po księdzu kanoniku Midowiczu. Teraz będę tylko po prałatach zdzierał”, dodając: „Dobrze mieć teściową, kupi mi jeszcze kubrak po Puzynie”. Po tych na wpół żartobliwych komentarzach padła z jego ust jednak gorzka puenta, która dosadnie wskazuje pozycję artysty w rodzinie żony, a przynajmniej kreśli jego własne wyobrażenie o sobie jako niezaradnym życiowo i niedocenianym przez bliskich malarzu: „Moja teściowa zato zatyka dziury w dachu mojemi obrazami”.
Małżonkowie w niespełna rok po ślubie, 10 października 1888 roku, doczekali się przyjścia na świat pierworodnego dziecka, dziewczynki, której dali na imię Julia. Lula, bo tak pieszczotliwie nazywano ją w rodzinie, była ukochaną córką Jacka i jak czas pokaże, wiernym odbiciem jego charakteru i wrażliwej osobowości. Cztery lata później, 24 października, rodzi się Rafał, drugie i zarazem ostatnie dziecko w domu Jacków, w przyszłości również malarz – samouk, który przysporzy rodzicom niejednego siwego włosa na głowie… Tymczasem artysta szkicuje scenki z codziennego życia, zaczytaną w książkach małżonkę, zwaną pieszczotliwie Maliną, czy dzieci w fartuszkach, uchwycone przy jedzeniu lub podczas zabaw. Zwyczajnie, cieszy się osiągniętą stabilizacją i rodzinnym szczęściem nie tylko w Krakowie, ale też w Nowym Sączu, w gościnnym domu dziadków Marii.
Powoli, z czasem, zaczną wychodzić na jaw różnice w charakterach, które będą coraz mocniej dzielić małżonków, aż w końcu spowodują głęboką przepaść…
Fragment pochodzi z książki:
Paulina Szymalak-Bugajska, Magdalena Ewa Nosowska
Wydawnictwo Arkady
Warszawa 2022