„Musiał to mieć.
Musiał tego dotknąć.
To musiało być jego”1.
Maria Anna Potocka
Pod sztandarem „mieć” gromadzą się różne pasje. Znajdujemy tam kolekcjonerów sztuki, zbieraczy śmieci i erotomanów. W skrajnych przypadkach te pasje i towarzyszące im emocje pochłaniają całą osobowość i dominują nad innymi sferami życia. Kolekcjonowanie sztuki jest najwytworniejszą formą tej „przypadłości” egzystencjalnej. Stosunkowo rzadko sprowadza się do głodu posiadania. Pozyskiwane dzieła stają się najczęściej pretekstem do szukania treści głębszych i pozamaterialnych. Kolekcjoner buduje wokół siebie alternatywną rzeczywistość, gdzie przedmioty artystyczne składają się w tekst zapisany jego decyzjami. Przekaz zależy od tego, czy wybrał sztukę współczesną, czy dawną, na jakim temacie się skupił, jakie medium preferuje. W pewnym sensie każdy kolekcjoner na bazie swojej kolekcji pisze tekst autobiograficzny.
Szczególną grupą kolekcjonerów – stosunkowo liczną – są marszandzi. Bardzo wielu z nich zaczyna gromadzić sztukę w trakcie prowadzenia galerii, stając się w końcu zapalonymi zbieraczami. Z psychologicznego punktu widzenia taki koniec wydaje się czymś nieuniknionym. Dobry marszand, przekonujący klienta do kupienia takiego czy innego dzieła jest mistrzem elokwencji, w której prostota zalet oferowanej sztuki miesza się z emocjonalną zawiłością, dając potencjalnemu nabywcy poczucie obcowania z czymś absolutnie wyjątkowym. Fascynujące jest podsłuchiwanie takich handlowych wywodów i wczuwanie się w siłę ich perswazji. Najlepszym miejscem do przyglądnięcia się temu zjawisku są targi sztuki. Ponieważ każda galeria zajmuje się ograniczoną – najczęściej kilku- lub kilkunastoosobową – grupą artystów, więc marszand wielokrotnie wygłasza peany na cześć tego samego twórcy. Nie ma możliwości, aby ta powtarzalność nie umacniała w nim poczucia własnej racji i tym samym nie zwiększała atencji dla danego artysty. W efekcie marszand staje się wyrafinowanym i „pogłębionym” miłośnikiem sztuki, którą sprzedaje lub sprzedawał. Tą drogą program galerii przekłada się na koncepcję kolekcji.
Zbieranie jest zarówno drogą do powoływania sensu, jak i sposobem na tłumienie bezsensu. Ta aktywność odpowiada na wiele wyzwań egzystencjalnych, chociażby takich jak: określenie samego siebie, projekcja własnej wartości, zabezpieczenie finansowe, możliwość spełniania się, przechytrzenie starości, powołanie czegoś na wieczność oraz konstruowanie świata wokół siebie. Spektakularnym efektem „egzystencji kolekcyjnej” jest wrażenie własnej wyjątkowości oraz towarzyszące mu poczucie wnikliwości. Wybitność innych staje się mną, a moja wybitność wynika z tego, że potrafię rozpoznać tamtą wartość. Kolekcjoner to w zdecydowanej większości przypadków człowiek spełniony i szczęśliwy. Warto więc przyjrzeć się temu fenomenowi cywilizacyjnemu.
Kolekcjoner
Jerzy Stelmach
Czy w rodzinie są tradycje kolekcjonerskie?
W moim przypadku nie było żadnych, wszystko budowałem od początku. Zresztą nie bardzo wyobrażam sobie, że można kolekcję po kimś przejąć. To trochę tak, jakby odziedziczyć po kimś szafę z kompletnie niedopasowanymi ubraniami i do tego chcieć je jeszcze nosić. Kolekcja musi być powiązana z konkretnym człowiekiem, jego zainteresowaniami i upodobaniami estetycznymi. W przeciwnym razie stanie się tylko przypadkowym zbiorem. Być może większość osób nie podzieli takiego skrajnie indywidualistycznego poglądu i będzie w kolekcjonerstwie poszukiwać elementów uniwersalnych i ponadczasowych. Ja wolę się koncentrować na tym, co zależne ode mnie i co dzieje się tu i teraz.
Początki kolekcji. Od czego się zaczęło? Pierwsza praca w kolekcji…
Ciekawsze jest pytanie: „Od czego się zaczęło?”. Bo przecież nie od razu od zakupów, lecz od wycieczek do muzeów, do komisu w Rynku Głównym w Krakowie, gdzie obok instrumentów muzycznych sprzedawane były również dzieła sztuki, do Kalinki – radzieckiej księgarni, znajdującej się również w Rynku, gdzie można było kupować za niewielkie pieniądze świetne katalogi. Mając 12 lat, o zakupach niewiele myślałem. Łatwiejsze jest natomiast ustalenie pierwszej pracy w kolekcji. Był to prezent od mojej Żony, która korzystając z protekcji Jerzego Kałuckiego, nabyła w 1987 roku od Janiny Kraupe-Świderskiej niezwykłej urody obraz Planty zimą. Ela, aby sfinansować zakup, zaciągnęła pożyczkę w sądzie, w którym wówczas pracowała. Pamiętam ogromną radość, nigdy później takiej już nie przeżyłem, pamiętam, jak wstawałem w nocy, aby raz jeszcze popatrzeć, dotknąć i powąchać „mój pierwszy obraz”. I tak właśnie wyglądała moja „inicjacja” kolekcjonerska. Później wszystko potoczyło się już szybko i, chwała Bogu, trwa do dziś.
Jaka jest myśl przewodnia kolekcji i co o tym zdecydowało?
Nie było żadnych twardych założeń, choć byli ulubieni artyści: Tadeusz Makowski i Jerzy Panek. A co o tym zadecydowało? W trakcie moich wypadów do Muzeum Narodowego w Krakowie po prostu jakoś dłużej stałem przy obrazach Makowskiego i Panka, którego eksponowane były resztą wówczas tylko dwie prace, jeśli dobrze pamiętam, był to Koń i taki spory, żółto-zielony Autoportret. Panie pilnujące sal muzealnych z niepokojem przyglądały się dziwnemu dziecku, które pół godziny wpatrywało się w kilka obrazów, ignorując większość pozostałych. Z czasem stale powiększająca się kolekcja zaczęła żyć własnym życiem, pojawili się kolejni artyści i kolejne dzieła. Fascynacja różnymi odmianami sztuki doprowadziła do ostatecznego porzucenia wcześniejszych ograniczeń.
Jakie emocje wyzwala kolekcjonowanie?
Ambiwalentne! Nie wyobrażam sobie innej odpowiedzi. Powinny jednak przeważać emocje pozytywne.
Jakie uczucia budzi posiadanie dzieł?
O ile kolekcjonowanie może wyzwalać emocje negatywne, takie chociażby jak strach, żal czy poczucie winy, to już posiadanie dzieł budzi wyłącznie emocje pozytywne. Każdy kolejny zakup oznacza uzupełnienie i udoskonalenie budowanego przez nas świata. Przynajmniej na chwilę, zwykle do następnego zakupu, znikają wcześniejsze wątpliwości i napięcia, a pojawiają się ulga i radość.
Czy warto korzystać z pomocy ekspertów przy zakupach?
Oczywiście tak. Wprawdzie Polacy znają się na wszystkim, a jeśli na wszystkim, to również na sztuce, jednak na każdym etapie budowania kolekcji należy korzystać z rad i opinii specjalistów. Kolekcjonerską autonomię buduje się mądrością innych. Wielu kolekcjonerów ignorujących wiedzę ekspercką zapłaciło ogromną cenę, kupując dzieła przypadkowe, artystycznie słabe, a nierzadko jeszcze fałszywe. Z drugiej jednak strony należy zachować dystans krytyczny również wobec ekspertów. Znam przypadki, że negatywnie opiniowali oni dzieła jednoznacznie prawdziwe, jak również przypadki odwrotne. Zawsze jednak, zwłaszcza przy tych ważniejszych zakupach, zwracam się do osób, którym ufam, prosząc o opinię i radę.
Czy inwentaryzacja zbiorów ma sens? I ewentualnie od którego momentu?
Wraz z rozwojem kolekcji pojawia się potrzeba inwentaryzowania zbiorów. Na początku wydaje się to niekonieczne, z czasem jednak staje się nieuniknione. Najpierw to kilka teczek, potem kilka półek, wreszcie kilka regałów. Stopniowo artyści i ich dzieła zaczynają obrastać w opinie, katalogi wystaw, opracowania, inne informacje. Przekonanie, że zapamiętamy setki lub tysiące zdarzeń kolekcjonerskich, jest złudne. Chciałem kiedyś znaleźć i nabyć pewien obraz, który w końcu znalazłem, tyle tylko, że w zakamarkach własnego domu.
Czemu służy wydawanie katalogów kolekcji prywatnych?
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo nigdy nie chciałem takiego katalogu wydać. Chętnie wypożyczam prace z mojej kolekcji na wystawy, ale to ma służyć promowaniu konkretnych artystów lub zjawisk w sztuce. Nie bardzo rozumiem, czemu miałoby natomiast służyć wydanie katalogu całej kolekcji. Bałbym się w szczególności traumy związanej z odkrywaniem prac słabszych i przypadkowych, które przecież w każdym większym zbiorze muszą się znaleźć. Ponadto po pewnym czasie każdy taki katalog, przynajmniej częściowo, straciłby aktualność, bo kolekcja stale się zmienia i rozwija. Coś z niej znika lub coś nowego się w niej pojawia. Tak jak jestem za pełną i profesjonalną inwentaryzacją kolekcji, obejmującą, rzecz jasna, również dokumentację fotograficzną wszystkich dzieł, tak jestem przeciw wydawaniu katalogów, które w moim przekonaniu bardziej kolekcjom szkodzą, niż je promują.
Czy ma sens wycenianie dzieł?
W pewnych sytuacjach może to być konieczne, na przykład gdy ktoś chce ubezpieczyć kolekcję lub niektóre znajdujące się w niej dzieła. Również przy użyczaniu prac na wystawy, przy ich zakupie lub sprzedaży, czy wreszcie w przypadku postępowania spadkowego. Jednak wycenianie dzieł z kolekcji bez któregoś z wymienionych tu powodów uznałbym już za niedorzeczne.
Czy odsprzedawanie niektórych dzieł w celu zakupienia nowych to dobra strategia?
Bywa, że w przypadku braku środków finansowych zgoła jedyna.
Czy zorganizowanie wystawy kolekcji to marzenie kolekcjonera?
Pytanie to wiąże się z jednym z poprzednich, dotyczącym sensu wydawania katalogów. Otrzymałem bodaj cztery propozycje wystawienia mojej kolekcji, ostatecznie nie przyjąłem żadnej. Dlaczego? Tak naprawdę nie wiem. Może bałem się naruszenia „zasady kolekcjonerskiej intymności”, związanego z poddaniem całego zbioru czy jego znaczącej części ocenie szerszej publiczności, a może zwyczajnie zabrakło mi czasu lub dostatecznie silnej motywacji. Tak czy owak, o marzeniu nie może tu być mowy.
Jaka jest sytuacja kolekcjonerów sztuki w Polsce?
Uważam, że interesująca. Inna oczywiście niż na początku lat 90., ale w moim przekonaniu znacznie ciekawsza. Pojawiają się bowiem wciąż nowe obszary dla kolekcjonowania. Mam na myśli sztukę współczesną – rzeźbę, fotografię i grafikę. Powoli, ale jednak, nasz rynek otwiera się również na sztukę obcą. Ponadto wciąż można znaleźć wiele dzieł artystów wybitnych, choć niedocenionych, a równocześnie, gdy idzie o ofertę – nadal dostępnych. Trzeba tylko dobrze poszukać, uważniej popatrzeć i niestandardowo o sztuce pomyśleć. Zamiast więc biadolenia, że niczego na rynku nie ma, lub snucia opowieści o rzekomych „rekordach aukcyjnych”, postulowałbym zajęcie się promowaniem osób i zjawisk dla sztuki polskiej ważnych, bo na tym chyba powinno właśnie polegać prawdziwe kolekcjonerstwo.
Fragment pochodzi z książki:
Maria Anna Potocka, Agnieszka Sachar
Kolekcja, kolekcjoner, kolekcjonowanie »
MOCAK
Kraków 2021
- W. Muensterberger, Collecting: An Unruly Passion: Psychological Perspectives, Princeton 1994, s. 228. ↩
Szanowne Panie,
mieszkam w USA – w jaki sposób mogę kupić książkę
Maria Anna Potocka, Agnieszka Sachar; Kolekcja, kolekcjoner, kolekcjonowanie.