O czym chcesz poczytać?
  • Słowa kluczowe

  • Tematyka

  • Rodzaj

  • Artysta

„Sztuka jest jak odcisk palca”. Rozmowa z wybitnym polskim grafikiem – Henrykiem Płóciennikiem



Przekaż nam 1.5%. Wesprzyj naszą edukacyjną misję »

Z głębokim żalem aktualizujemy ten artykuł.
Pan Henryk Płóciennik odszedł 8 lipca 2020 r.


Henryka Płóciennika pierwszy raz miałyśmy okazję poznać w zeszłym roku na finale projektu, który współtworzyłyśmy z Muzeum Miasta Łodzi. Od pierwszego spotkania zauroczył nas ten ponad 85-letni gentleman i jego niezwykle szarmancka postawa wobec kobiet – przy powitaniu ujął naszą dłoń i ku naszemu zdumieniu nie pocałował jej, ale przytulił do swojego policzka… Pan Henryk jest niezwykłym artystą i wspaniałym człowiekiem, doskonale znanym i szanowanym w środowisku łódzkim. Od naszego ostatniego spotkania marzyłyśmy o wywiadzie z Nim, o tym aby nasza publiczność poznała jego historię i twórczość, bo to niezwykły artysta o niezwykłej biografii. I stało się.
Zapraszamy Was do lektury tej inspirującej rozmowy.

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik, fot. © Fundacja „Niezła Sztuka”

HENRYK PŁÓCIENNIK – Urodził się 5 marca 1933 roku w Łodzi. Samouk. Pracował jako woźny w Muzeum Sztuki oraz wielokrotnie jako grafik w łódzkich teatrach i innych instytucjach kultury. W 1962 roku został przyjęty na podstawie złożonych prac do Związku Polskich Artystów Plastyków. Mieszka i pracuje w Łodzi. Zajmuje się malarstwem, grafiką i rysunkiem. Brał udział w wystawach sztuki polskiej w Belgii, Czechach, Danii, Francji, na Filipinach, w Hiszpanii, Holandii, Japonii, Kanadzie, na Kubie, w Maroko, Meksyku, Norwegii, Niemczech, Szwajcarii, Szwecji, Tunezji, Turcji, Urugwaju, Wielkiej Brytanii, USA, Wenezueli, na Węgrzech, we Włoszech i w Rosji. Jego prace znajdują się w zbiorach polskich Muzeów Narodowych w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Szczecinie oraz Gdańsku, Muzeum Sztuki w Łodzi, Muzeach Okręgowych w Bydgoszczy, Rzeszowie oraz Bielsko-Białej, jak i za granicą.

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik, fot. © Fundacja „Niezła Sztuka”

*   *   *

Panie Henryku, jest Pan silnie z Łodzią związany od zawsze?
Tak, tu się urodziłem, stąd pochodzi moja rodzina. Mieszkaliśmy na ulicy Pryncypalnej odkąd pamiętam. Potem ojciec kupił działkę przy tej samej ulicy parę numerów dalej i wybudował tam dom. Nie wykończył go jednak, bo nastała wojna, Niemcy go aresztowali i wywieźli na roboty, gdzie pracował w kopalni, przy windzie, ale dostawał pensję i wysyłał mamie. Na szczęście po wojnie do nas wrócił.

Z tą ulicą mam też związane wspomnienia z wojny. Najpierw maszerowali tędy Niemcy, a potem Rosjanie. Pamiętam jak wchodziła Armia Czerwona i szła Pryncypalną. Tam dalej są magazyny wojskowe. I pamiętam, że w 1939 roku szło się tam, bo znajdowały się tam też magazyny z żywnością. Wysypywano na ziemię worki z żywnością i ludzie ładowali co mogli i gdzie mogli, nawet do kieszeni.

A jak się rozpoczęła Pana artystyczna przygoda?
Chodziłem, proszę Pań, jeszcze w szkole średniej na wagary, ale nie byle gdzie tylko do Muzeum Sztuki na ulicy Więckowskiego – tam zawsze było ciekawie, a jednocześnie cisza, spokój. Mieli wielką, piękną bibliotekę poświęconą sztuce. Różne wydawnictwa zachodnie przesyłały książki, a był to prawdziwy rarytas, bo u nas wtedy były ciężkie czasy komuny. Można było na miejscu taką książkę przejrzeć lub poczytać, jak ktoś znał obcy język. Ja nie znałem, ale za to obrazki mogłem pooglądać. Często tam przychodziłem.

A jacy artyści Pana wtedy fascynowali?
Przede wszystkim zachodni, bo ich nie mieliśmy w Muzeum, gdzie królowała klasyka polska.

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik, fot. © Fundacja „Niezła Sztuka”

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik Autoportret, fot. © Fundacja „Niezła Sztuka”

Apetyt rósł w miarę oglądania, a że ja nie mogłem nic wypożyczyć, bo nie byłem już uczniem, to wykombinowałem, że jedynym rozwiązaniem jest zatrudnić się w Muzeum. Poszedłem do dyrektora Muzeum i mówię:
– „Panie Kierowniku, ja chciałbym tutaj pracować u Pana”.
A on się ośmiał: – „Ha ha ha. Ty do szkoły jeszcze wracaj, za młody jesteś! Co ty chcesz tu robić?”
Ja mówię: – „Proszę Pana, ja tu przychodzę oglądać albumy, do tej sali w podwórzu i zauważyłem jak szedłem, że tam jakieś papiery, butelki leżą. Ja tu mogę nawet sprzątać, proszę bardzo”.
– „Nie, nic z tego, chyba żartujesz”.
– „Ja poważnie mówię, chcę tutaj dostać pracę, i to bardzo”.
– „Ale kiedy nie ma tutaj chłopcze nic dla Ciebie”.
Usiadłem w jego gabinecie: – „Panie dyrektorze, ja tak długo tutaj będę siedzieć, aż Pan mnie przyjmie na jakiekolwiek stanowisko”. Podrapał się po głowie i mówi: „Tu nie, ale może na galerii coś się dla Ciebie znajdzie. Tam przychodzą wycieczki, dużo młodzieży szkolnej. Gwar, hałas, podchodzą do obrazów, dotykają, pukają. Tam się przydasz – będziesz pilnował obrazów. Można patrzeć, ale dotykać nie wolno”.

Przydzielili mi trzy sale, za które byłem odpowiedzialny, żeby pilnować porządku. I tak zaczęła się moja przygoda w Muzeum Sztuki – zostałem woźnym.

Jak się Pan odnalazł w tej pracy?
Były takie momenty, że nikogo nie było w Muzeum – ani wycieczki, ani ludzi – pusto. No i ja sobie siedzę i patrzę na te obrazy. Kupiłem więc brystol, pociąłem go na kawałki i zacząłem rysować z tego, co widzę na ścianach.

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik, fot. © Fundacja „Niezła Sztuka”

A ile miał Pan wtedy lat?
Zacząłem tam pracować w 1953 roku, więc miałem wtedy 20 lat. Praca spokojna i to, co ja lubię, a lubię oglądać obrazy. Raz mnie złapał dyrektor – tak po cichutku wszedł i zastał mnie, jak sobie siedzę i rysuje jakiś obraz.
– „Ty tu sobie siedzisz, malujesz, a mi może w sąsiednich salach obrazy kradną?! Zwalniam Cię! Przyjdź do mnie po pracy do gabinetu”.
To była dla mnie przykra sprawa, ale na szczęście Pani, która prowadziła bibliotekę w Muzeum wstawiła się za mną. Dyrektor dał się udobruchać:
– „No dobrze, ale jak drugi raz Cię przyłapię, to koniec”.

Pracowałem w Muzeum już jakiś czas i spotkałem znajomego. Kiedy dowiedział się, że zarabiam tam tylko 800 zł to obśmiał się i mówi: – „Ja na Piotrkowskiej pracuje jako plastyk i robię wystawy sklepowe, jak chcesz, to ja Cię przyjmę na mojego pomocnika, za lepsze pieniądze”. Dzięki jego wstawiennictwu dostałem tę pracę i zacząłem pomagać mu przy projektowaniu wystaw sklepowych.

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik, fot. z archiwum artysty

Na czym polegała Pana praca?
Aranżowało się witrynę. Czasem robiło się jeszcze jakiś napis. To właśnie tam nauczyłem się dobrze liternictwa.

Ale jak się Pan tego nauczył? Sam?
Tak, kupiłem sobie książkę o liternictwie i studiowałem ją w domu. Narządka miałem różne takie. Pomagał mi też trochę ten kolega. No i tak jakoś powoli nabrałem w tym wprawy.

I co było później?
Potem w 1958 roku przeszedłem do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej.  To był taki dom kultury, tylko propagandowy – filmy radzieckie wyświetlali, akademie robili. To było na Narutowicza 28 chyba.

Kiedy organizowane były akademie to trzeba było zrobić napisy, np. „Niech żyje przyjaźń polsko-radziecka”. Hasła tworzyło się ręcznie z liter – każda litera była wycięta, przybita na takie paseczki i to wisiało z góry na dół. Ale przede wszystkim byłem szczęśliwy, że miałem już własną pracownię, z której mogłem korzystać 24h/dobę. To była moja pierwsza pracownia.

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik, fot. z archiwum artysty

Rok później dostałem propozycje pracy na Piotrkowskiej 86 w Klubie Międzynarodowej Prasy i Książki (dzisiejszy EMPIK). Odbywały się tam spotkania z publicznością, z politykami, artystami, aktorami. Robiłem plakaty, które były wystawiane na witrynie: dnia tego i tego, o godzinie tej i tej odbędzie się taka i taka impreza – serdecznie zapraszamy. Ten afisz oprócz liternictwa był dodatkowo zdobiony jakimś kleksem-meksem, żeby przykuć uwagę.

Do kierownika tego Klubu na partyjkę szachów przychodził Konstanty Mackiewicz – wielki polski malarz, jeden z największych w Łodzi. I tak kiedyś zagadnął:
– „Proszę Pana, ja to Pana obserwuje, wie Pan”.
– „A o co chodzi?”
– „Pan, cholera jasna, ładne litery robi, ale te domalunki to już taki słaby  Picasso. Pan ma zdolności, ale Pan musi z natury się nauczyć, a nie tak z pamięci, z głowy”.

I faktycznie go posłuchałem. Ustawiłem sobie w domu na stole butelki, talerze i namalowałem akwarelą tak około 10 prac i postanowiłem je pokazać Mackiewiczowi. Zaniosłem je zawinięte w „Głos robotniczy”, który miał wielki format i idealnie się do tego nadawał. Mackiewicz kazał rozłożyć je na podłodze, przez chwilę bez słowa patrzył, a potem zwinął je płasko i wsunął za szafę. Ja zaskoczony pytam:
– „Panie profesorze, ale jakieś uwagi? Dobrze czy źle?”
– „Dobrze, dobrze. Niech Pan maluje dalej, tylko z natury. Cały czas z natury. Do widzenia Panu”.

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

fot. z archiwum artysty

No to ja rysowałem potem z natury, od czasu do czasu na plakatach też jakąś twarz dorysowałem.

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

fot. z archiwum artysty

A jeszcze w czasie kiedy pracowałem w Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, zawołał mnie dyrektor i mówi:
– „Tutaj są takie wielkie portrety: Lenina, Stalina, Marksa i Engelsa. Te portrety zawsze na 1. Maja czy Rocznicę rewolucji październikowej zdobią budynki na Piotrkowskiej. Ale widzi Pan – deszcz zlał, słońce spaliło… Komisja nie pozwala mi już ich używać. Trzeba nowe zrobić. Zerwie Pan te płótna i naciągnie nowe”.

Zabrałem te portrety do pracowni. Patrzę – nie ma dziur, płótno jest zdrowe. Wtedy oświeciło mnie jak mogę wykorzystać te wielkie formaty. Kiedyś kolega opowiadał mi, że do Związku Plastyków można dostać się nie tylko na podstawie skończonych studiów, ale też dzięki pracom – pod warunkiem, że komisja uzna, że są na dobrym poziomie. To ja pomyślałem: „Cholera, spróbuję!” Kupiłem bieli cynkowej w proszku, kleju stolarskiego w sztabkach, zrobiłem białą papkę i zamalowałem tą śmietaną portrety.

I co na nich powstało?
To był czas mojej fascynacji jazzem. Codziennie wieczorem w radiu słuchałem audycji prowadzonej przez Willisa Conovera Music USA – pierwsza godzina to był jazz tradycyjny, a druga nowoczesny. Mnie pociągał ten nowoczesny i z tej inspiracji powstały moje pierwsze kompozycje jazzowe. Bohaterami moich prac stali się: Bill Evans, John Coltraine, Miles Davis.

To co mnie najbardziej pociągało w jazzie to fakt, że improwizacja jest ważniejsza niż przywiązanie do kompozycji jako bazy utworu. Analogicznie w moich pracach starałem się kreską oddać tę spontaniczność muzyki jazzowej.

Henryk Płóciennik Oskar Peterson trio, rysunek tuszem na papierze | 1958

Henryk Płóciennik, Oskar Peterson trio, rysunek tuszem na papierze | 1958

Mało kto wie, że właśnie na tych propagandowych płótnach z Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej namalowałem portrety muzyków jazzowych. I z tym, w 1962 roku, postanowiłem spróbować dostać się do ZPAP-u, a była to znakomita okazja, bo zbliżał się w Łodzi zjazd plastyków z całej Polski.

Henryk Płóciennik Jazz | 1958

Henryk Płóciennik, Jazz | 1958

Był tylko jeden problem, co napisać w życiorysie… Że byłem woźnym w Muzeum Sztuki? Nie miałem ukończonych studiów,  a trzeba było mieć dyplom. Nic mnie nie kwalifikowało, ale postanowiłem się tym nie zrażać i pokazać swoje prace.

A że to wielkie portreciska były (2,5 × 1,8 m), to z kolegą zanieśliśmy je do Związku. Konkurencja była porządna – ponad 50 osób starało się o przyjęcie. Obrady były tajne, dlatego jak to się odbywało, dowiedziałem się dopiero od prof. Fijałkowskiego, który był w jury:
– „To było tak, że Pana prace rozłożyli, przeczytali krótki życiorys, dwa zdania, ale potem był czas dyskusji”. Przewodniczącym był sam Mistrz Lenica, który zabrał głos jeszcze przed wszystkimi i na widok moich prac krzyknął:
– „O k…. mać!”
On to powiedział tak dla siebie, ale wszyscy to usłyszeli i to była najlepsza recenzja jaką mógł zrobić (śmiech). Ostatecznie zebrałem większość głosów.

To dla mnie była ogromna radość. Moje członkostwo w ZPAP-ie było jedynym takim przypadkiem w Polsce, kiedy plastyk-samouk zostaje przyjęty na podstawie prac i w ciągu roku od przyjęcia zyskuje status członka zwyczajnego (zwykle po trzech latach czynnej działalności).

Kiedy mnie przyjęli do Związku, to dostawałem Biuletyn Związkowy. Tam były informacje o imprezach, konkursach i gdzie można wystawiać swoje prace. Zacząłem startować w konkursach, dostawać nagrody, wyróżnienia. I wtedy spotkałem tego pamiętnego Mackiewicza i on mówi:
– „Panie Płóciennik, ja Pana cały czas obserwuje. Wszędzie Pana pełno. Jak Pan będziesz taki ważny, to ja mam Pana wczesne prace i zawsze mogę je pokazać”.

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik, fot. © Fundacja „Niezła Sztuka”

Kiedy poczuł się Pan artystą?  I czy podróżował Pan po świecie?
Wkrótce zacząłem pokazywać swoje prace za granicą. Byłem w Szwecji i Anglii. W Anglii miałem wystawę w Londynie, w William Weston Gallery. Wszystkie prace tam sprzedałem, a za zarobione pieniądze kupiłem sobie działkę w Sokolnikach. Potem miałem wystawy w Szwecji, które też były wielkim sukcesem – nie tylko sprzedałem dużo prac, ale zebrałem sporo nowych zamówień. Dzięki temu kupiłem sobie samochód, a nie było to takie łatwe – albo trzeba było mieć dewizy, albo przydział. Ja za dewizy kupiłem wtedy Skodę, chociaż nie miałem wtedy jeszcze nawet prawa jazdy.

Od czasu zagranicznych wystaw mogłem poświęcić się tylko twórczości i z tego się utrzymywać. Tak zostało do dziś.

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik, fot. z archiwum artysty

Kto organizował te wystawy za granicą?
Dostawało się zaproszenie przez Związek. Ja w ten sposób dostałem bardzo dużo zaproszeń, wystawiałem we wszystkich krajach europejskich – oprócz Islandii.

Które wydarzenie uważa Pan za  swój największy sukces artystyczny?
Złoty Medal w 1966 za Połów III, dostałem też medal w 1973 na VI Międzynarodowym Biennale Exlibrisu w Malborku.

Henryk Płóciennik obrazy malarstwo grafika Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik Połów III | 1965, fot. z archiwum artysty

A czy miał Pan jakiegoś mistrza, kto Pana inspirował?
Bardzo się przyjaźniłem z Józefem Gielniakiem, wybitnym grafikiem. On był chory na gruźlicę i mieszkał w Kowarach, w sanatorium. Tak w ogóle to mieszkał w Paryżu, bo matka była Polką, a ojciec Francuzem, ale Polonia francuska wysłała go na leczenie tutaj, do Bukowca, takiego słynnego sanatorium.

On bardzo interesował się jazzem i pewnego razu dał ogłoszenie do czasopisma „Jazz” z lipca 1963 roku o treści:

Zamienię: „Concert by the sea” – nowy, na inne nagrania Garnera (jego własne utwory). 
–Józef Gielniak, Sanatorium Bukowiec, poczta Kowary, pow. Jelenia Góra.

Henryk Płóciennik Józef Gielniak

Henryk Płóciennik i Józef Gielniak, fot. z archiwum artysty

Ja akurat miałem płyty, które on chciał, a mnie podobały się te, co on chciał wydać, więc do niego napisałem, napomknąłem też, że zajmuje się grafiką. Zaprosił mnie, żebym przyjechał do niego, do Bukowca. I pojechałem, autostopem. Cały dzień jechałem. Od tych płyt się zaczęło, a potem pisaliśmy do siebie listy. Mieliśmy sobie bardzo dużo do powiedzenia, a że pisanie listów zajmowało sporo czasu, żeby go nie tracić nagrywaliśmy się na magnetofon. Tak robiliśmy aż do śmierci Józka. Teraz po latach, gdy wracam do tych nagrań bardzo się wzruszam, słysząc jego głos, kiedy jego samego już dawno nie ma.

To był wybitny człowiek, wielka szkoda, że zmarł, gdy miał zaledwie 39 lat. Ale w tym czasie wiele zrobił, był bardzo znany, otrzymał wiele nagród. Pracował wolno, leżąc w łóżku. Mały format i jednym narzędziem to dziergał.

Był też erudytą prawda?
Tak, lubił wiedzieć dużo o sztuce. Świetnie mówił po angielsku, francusku i po polsku też – jego matka była Polką. Tutaj jest taka praca – Podróż dookoła karty gorączkowej – nawycinał się tego.

Józef Gielniak Podróż dookoła karty gorączkowej

Józef Gielniak, Podróż dookoła karty gorączkowej |1961, własność Muzeum Karkonoskie w Jeleniej Górze

Bardzo mocno się zaprzyjaźniliśmy. W sanatorium ożenił się z pielęgniarką, która się nim opiekowała. Kiedy nasze żony wyjeżdżały sobie na wakacje, nad morze na miesiąc, to ja wtedy u niego mieszkałem.

Kiedy zmarł, jego żona Grażynka wysłała mi telegram, że Józio zmarł i będzie pogrzeb. To ja od razu rzuciłem wszystko i znowu autostopem pojechałem. Ale niestety kiedy dojechałem, było już po pogrzebie. Spóźniłem się.

Henryk Płóciennik obrazy malarz grafik Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik Grafika dla przyjaciela

Te prace wpłynęły na Pana?
Tak, ta jego technika. Ale krytycy nas nie łączą, absolutnie. Gielniaka nie da się podrobić, to jest niemożliwe, zwłaszcza w linorycie. To wszystko jest przemyślane niewyobrażalnie, nie ma tutaj chaosu, wszystko ma tu swoje miejsce.

Myślę, że spotkanie z Gielniakiem wpłynęło na całą mają twórczość, nie tylko na grafikę, ale też na moje malarstwo olejne.

A Pana autorytety poza Gielniakiem?
Przyjaźniłem się też z Jerzym Pankiem, drzeworytnikiem. Pochodził z Krakowa, ale poznaliśmy się w Łodzi podczas jednego z konkursów graficznych, gdzie zasiadał w jury.

W obejściu był zupełnie niedelikatny i to co robił, było zgodne z tym jaki był. Jego prace były drapieżne w formie i temacie i choć tworzył zupełnie inne światy – lubiliśmy się bardzo.

A twórczość Picassa była dla Pana inspirująca?
Tak. Picasso jest dla mnie ważny, przeszedł długą drogę w swojej twórczości od naturalizmu w kierunku abstrakcji. To był otwarty umysł, już w wieku 14 lat świetnie malował, dlatego musiał iść dalej.

Najbardziej jest Pan znany z wybitnej twórczości graficznej, ale równie ciekawym rozdziałem w Pana twórczości są akty malowane na płótnie. Proszę powiedzieć jak one powstawały.

Henryk Płóciennik obrazy malarstwo grafika Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik Akt

Z natury. Koszt pozowania modelki był wysoki, a że ja słabo zarabiałem nie bardzo było mnie na to stać. Ale była taka fajna akcja – „biedni malarze malują akty”. Na Piotrkowskiej, naprzeciwko banku w jednym z pomieszczeń na środku stał wielki stół, symbolicznie się płaciło, przychodziła modelka i można było tworzyć.

Pamiętam taką śmieszną historię przyszła modelka, rozejrzała się, rozebrała i ułożono ją w konkretnej pozie. Bałem się oceny innych artystów, więc zaszywałem się gdzieś z tyłu. Po chwili ona się zrywa, podbiega do okna i zasłania je:
– „Przepraszam, ale tutaj mnie z drugiej strony podglądają”.
Co ciekawe, zawstydziła się mimo, że jednocześnie pozowała nam nago i patrzyło na nią tyle par oczu.

Potem mój komfort pracy wzrósł, bo miałem już własną pracownię.

Henryk Płóciennik obrazy malarstwo grafika Łódź Niezła sztuka

fot. z archiwum artysty

Panie Henryku, a żona, nie była o te modelki zazdrosna?
Nie, skądże, żona była moją wielką i jedyną miłością.

Też była artystką?
Nie. Emilia mieszkała niedaleko mnie. Widywałem ją często, ale nie miałem śmiałości zaczepić. Pewnego razu przy stawach Stefańskiego zobaczyłem ją jak spaceruje z matką i koleżanką i obserwowałem je z daleka. Długo się krygowałem, aż wreszcie zaproponowałem jej mamie pomoc w niesieniu torby, na co się zgodziła. Razem wsiedliśmy do tramwaju i rozmawialiśmy w podróży, jednak Emilia jakby nas nie zauważała. Mamie, w każdym razie, zacząłem się podobać. Szkoda tylko, że córki nie poznałem…

Ale w końcu się udało…
Tak, pomógł w tym przypadek. W tamtym czasie w Warszawie miał odbyć się Światowy Kongres Młodzieży i Studentów. Pracowałem przy tym wydarzeniu w siedzibie Związku Młodzieży Socjalistycznej, projektując wielkoformatowe plansze, które miały zdobić warszawskie ulice. Wśród osób zaangażowanych w to przedsięwzięcie był Stanisław Mrozewicz, którego dziewczyna, jak się okazało, znała Emilię i umówiła mnie na spotkanie z nią.

I tak chodziliśmy ze sobą przez trzy lata, aż wreszcie jej mama nas zawołała i mówi: – „Albo się pobieracie, albo koniec”. No i pobraliśmy się w 1958 roku i tak przeżyliśmy ze sobą przeszło 50 lat.

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik z żoną, fot. z archiwum artysty

Henryk Płóciennik grafika malarstwo obrazy portfolio

Żona artysty z synem, fot. z archiwum artysty

A wracając do procesu twórczego – na ile Pana prace graficzne są przemyślane, a jaką rolę odgrywa tu przypadek?
Nie, nie ma w tym przypadku. Zaczyna się od konkretnego pomysłu, jednak czasami wygląda to tak, że człowiek zatraca się w tym procesie i ręka sama chodzi przy pracy.

Henryk Płóciennik obrazy malarstwo grafika Łódź Niezła sztuka

fot. z archiwum artysty

Henryk Płóciennik obrazy malarstwo grafika Łódź Niezła sztuka

detal

Inaczej jest w przypadku monotypii. To trudna technika, która mnie ostatnio bardzo fascynuje. Bazą monotypii jest odbitka graficzna, która może występować w wielu egzemplarzach, ale ręczne dodanie akcentu barwnego farbą, sprawia, że staje się unikatowa.

Z pozoru wydaje się techniką, w której dużą rolę odgrywa przypadek, ja jednak staram się ją okiełznać.

Henryk Płóciennik obrazy malarstwo grafika Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik, monotypia

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

fot. © Fundacja „Niezła Sztuka”

Ktoś powiedział mi kiedyś, że żeby nadać dziełu sztuki prawdziwą unikatowość trzeba by zamiast sygnatury zostawiać odcisk palca, takie dzieło nawet kiedyś stworzyłem. Spodobał mi się ten koncept, że sztuka jest jak odcisk palca.

Ciekawym rozdziałem w Pana twórczości są Portrety. Jak powstaje ten specyficzny świat?
Inspiruje mnie współczesny świat i jego problemy. Wymyśliłem swój własny język, który pozwala mi powiedzieć więcej o współczesnym człowieku, o jego słabościach i ciemnych stronach.

Jednak deformacja w różnych okresach mojej twórczości miała różny wydźwięk, nie zawsze negatywny. W niektórych przypadkach był to bardziej satyryczny zabieg, ukazujący charakter portretowanego.

Interpretację chciałbym jednak pozostawić widzowi. Nie przepadam za opowiadaniem o mojej sztuce, ona musi mówić sama za siebie.

Henryk Płóciennik grafika

Henryk Płóciennik Napoleon | 1962, fot. archiwum artysty

Panie Henryku, dziękujemy za piękną i inspirującą rozmowę. To była ogromna przyjemność posłuchać tak niezwykłych wspomnień. 

Henryk Płóciennik malarz grafik Łódź Niezła sztuka

Henryk Płóciennik, fot. © Fundacja „Niezła Sztuka”



Zapraszamy do obejrzenia portfolio Pana Henryka Płóciennika 



 


fleuron niezła sztuka pipsztok

Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka



Portal NiezlaSztuka.net prowadzony jest przez Fundację Promocji Sztuki „Niezła Sztuka”. Publikacje finansowane są głównie dzięki darowiznom Czytelników. Dlatego Twoja pomoc jest bardzo ważna. Jeśli chcesz wesprzeć nas w tworzeniu tego miejsca w polskim internecie na temat sztuki, będziemy Ci bardzo wdzięczni.

Wesprzyj »



2 thoughts on “„Sztuka jest jak odcisk palca”. Rozmowa z wybitnym polskim grafikiem – Henrykiem Płóciennikiem

Dodaj komentarz