O czym chcesz poczytać?
  • Słowa kluczowe

  • Tematyka

  • Rodzaj

  • Artysta

Obrońca skarbów. Karol Estreicher – w poszukiwaniu zagrabionych dzieł sztuki



Przekaż nam 1.5%. Wesprzyj naszą edukacyjną misję »

Karol Estreicher, Obrońca skarbów, niezła sztuka

Karol Estreicher, źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Tuż przed 1 września 1939 roku w kościele Mariackim w Krakowie trwa gorączkowe pakowanie. Karol Estreicher, błyskotliwy historyk sztuki, wraz z grupą naukowców przygotowuje do wywiezienia i ukrycia bezcenny ołtarz Wita Stwosza. Z Wawelu w stronę Rumunii wyrusza konwój z arrasami Zygmunta Augusta. Muzeum Czartoryskich ukrywa Damę z gronostajem i inne dzieła mistrzów. Do wielkiej ewakuacji dzieł sztuki przygotowuje się nie tylko Kraków, lecz niemal cała Europa. Wkrótce do podbitych krajów wkroczy armia wykształconych złodziei – historyków sztuki, architektów i muzealników – na usługach Hitlera. Będą plądrować muzea, kościoły i zbiory prywatne. W największej w historii grabieży zabytków wezmą udział prominentni funkcjonariusze Rzeszy: Hermann Göring i Hans Frank.


Rozdział IV

(…) Profesor Adolf Szyszko-Bohusz, wieloletni szef Kierownictwa Odnowienia Zamku Królewskiego na Wawelu, który od maja 1939 roku stara się o rządowy kredyt w wysokości pięciu tysięcy ówczesnych złotych na przeprowadzenie robót zabezpieczających zamek i jego zbiory na wypadek wojny, zostaje odprawiony z kwitkiem.

Jeszcze 30 sierpnia w Warszawie dostaje reprymendę za to, że przeznaczył dwa i pół tysiąca złotych na żelazne i cynowe skrzynie do przechowywania arrasów wawelskich i innych przedmiotów ze skarbca królewskiego, w duchu przewidując, że trzeba je będzie przewieźć w bezpieczniejsze miejsce, być może do schronów przeciwgazowych, a 1 września, po jego powrocie do Krakowa, na miasto spadają pierwsze bomby. Bombardowane są dworce kolejowe, tory, magazyny. Dachy hangarów pod wpływem pożaru przygniatają czekające na sygnał do boju polskie samoloty. Piloci mogą tylko bezradnie patrzeć. Utracili możliwość walki, zanim mieli szansę ją rozpocząć.

Zaskakujące, ale samoloty Luftwaffe oszczędzają Wawel. Przelatują 100 metrów nad murami i nie wystrzeliwują w ich stronę nawet jednego pocisku. Najwyraźniej Niemcy chcą przejąć zamek w niezniszczonym stanie. Tym bardziej trzeba ukryć wawelskie skarby. Ołtarz Wita Stwosza spoczywa już w podziemiach sandomierskiej katedry, gdy na Wawelu dopiero zaczyna się wielkie pakowanie.

Arrasy umieszczone zostają w cylindrycznych metalowych futerałach, chorągwie trafiają do drewnianych walców, siodła i rzędy do wielkich żelaznych skrzyń, natomiast do mniejszych, cynowych pakowane są puchary, wyroby złotnicze, regalia – w tym Szczerbiec, miecz koronacyjny polskich królów – a także biała broń i cenne egzemplarze wawelskiej biblioteki, jak rękopisy Chopina czy Biblia Gutenberga.

Operacją dowodzi asystent profesora, architekt Józef Krzywda-Polkowski, wyznaczony do roli komendanta obrony Wawelu. Kiedy wszystko jest już spakowane, pojawia się nowy problem: nie ma jak wywieźć zbiorów z Krakowa, bo tory są zbombardowane i kolej nie jeździ. Polkowski prosi wojewodę Józefa Tymińskiego choćby o jedną ciężarówkę, ale ten odmawia.

– Nie dam ciężarówek na przewiezienie jakichś szmat! – prycha. – Co pan myśli, że dokumentację urzędu miasta będziemy nosić na własnych plecach? 2 września Tymińskiego nie ma już w Krakowie. Ewakuował się razem z prezydentem Bolesławem Czuchajowskim i resztą władz miasta. Wojsko też nie pomoże, więc Polkowski już wie, że może liczyć tylko na siebie. Szyszko-Bohusz mianuje go szefem transportu, a pomagać ma mu kustosz wawelskich zbiorów, Stanisław Świerz-Zaleski. Ten jednak nie wykazuje specjalnej ochoty.

– Panie profesorze, Niemcy są kulturalnym narodem i po nasze dzieła sztuki nie sięgną. Swoich mają pod dostatkiem – mówi, a Szyszko-Bohusz nie może się nadziwić tej naiwności.

– Czyżby? I ta kultura już od roku nakazuje im plądrować muzea i prywatne kolekcje Austrii? – ironizuje.

Więc Świerz-Zaleski wspomina coś jeszcze o żonie, która czeka na niego w Zakopanem, ale ostatecznie godzi się towarzyszyć Polkowskiemu w ewakuacji wawelskiego skarbca. Tylko dokąd? I jak?

Karol Estreicher, Leonardo da Vinci, Dama z gronostajem, Dama z łasiczką, Monuments Man

Karol Estreicher, Zwrot do Polski obrazu – Leonardo da Vinci Dama z gronostajem w 1946 roku, źródło: Monuments Man, Fine Arts and Archives program

3 września o godzinie 16.00 zbiory leżą już w skrzyniach, a pracownicy Wawelu, którzy będą się opiekować transportem, są wraz z rodzinami – gotowi do wyjazdu. Jedyną drogą ucieczki pozostaje Wisła. Tymczasem nie wiadomo nawet, czym dojechać na nabrzeże, gdzie ma podobno czekać galar węglowy, który przewiezie bezcenny ładunek do Sandomierza. W końcu Krzywda-Polkowski sprowadza pod Wawel mały traktor do przewożenia gnojówki, który kursuje parę razy w tę i z powrotem, aż wszystkie skrzynie znajdują się na przystani. Traktor terkocze, wypuszczając z długiego komina kłęby szarego dymu, który rozpływa się w ciepłym, letnim powietrzu, ale Krzywdzie-Polkowskiemu zdaje się, że słyszy nadciągającą burzę. Patrzy do góry i dostrzega na horyzoncie lecące równym kluczem niemieckie bombowce, z których nie spada ani jedna bomba. Grzmią tylko groźnie, jakby miały za zadanie budzić raczej strach niż siać zniszczenie.

Kiedy o 21.00 Krzywda-Polkowski z ostatnim transportem z Wawelu dociera na Podgórze, na galarze nikogo nie ma. Franciszek Misia, galarowy, odpoczywa w baraku nieopodal i ani myśli gdziekolwiek płynąć – nie spał już dwie doby i odmawia dalszej pracy. Ale Krzywda-Polkowski nie odpuszcza.

– Panie Misia, mamy tu bardzo cenny ładunek, który natychmiast musi opuścić Wawel – przekonuje. – Arrasy wywozimy, żeby ich Niemcy nie ukradli. Tory zniszczone, ciężarówek nie dostaliśmy, jest pan dla nas jedynym ratunkiem.

– Arrasy wawelskie?! Trzeba było tak od razu! – Franciszek Misia zrywa się na równe nogi. – Antoś! – woła do swojego pomocnika, piętnastoletniego Antoniego Nowaka – wyśpimy się na tamtym świecie, a skarbów wawelskich szwabom nie oddamy!

Punktualnie o 22.00 galar wypełniony cennymi dziełami sztuki odbija od nabrzeża. Krzywda-Polkowski wspomni w pamiętnikach: „Powierzyliśmy los skarbów wawelskich i nas samych rękom zupełnie nieznanego człowieka – galarowego i kaprysom wiślanej fali. Było nas na tym galarze ogółem 82 osoby, w tym 21 kobiet i dzieci, 32 mężczyzn i 5 wyrostków. Do galarowego od razu nabrałem zaufania”.

Wystarczyło jednak kilkadziesiąt metrów, żeby na zmęczonej twarzy Franciszka Misi pojawiły się wątpliwości.

– Mus to mus, ale bez holownika nie damy rady – mówi do Krzywdy-Polkowskiego. – Wisła za mała po ciepłym lecie, nurt słaby. Daleko nie dopłyniemy.

Rano szef wyprawy zwołuje więc wszystkich mężczyzn, dzieli ich na cztery grupy i prosi, żeby pchali galar drągami. Mężczyźni napinają mięśnie i walczą z oporem wody, co jakiś czas unosząc do góry głowy i spoglądając z niepokojem na lecące nisko samoloty. Franciszek Misia kieruje w końcu barkę w szuwary. Skrzynie dla zamaskowania przykrywają gałązkami wikliny.

– Ludzie, chowajta się! – krzyczy nagle, bo jeden z bombowców niebezpiecznie obniża lot. Kule wyrzucane z karabinów maszynowych rozstrzeliwują wodę, a po chwili samolot odlatuje. Nikomu nic się nie stało. Tym razem mieli szczęście.

W ciągu dwóch dni udaje im się minąć Niepołomice i Brzesko i dobić do Nowego Korczyna, gdzie Krzywda-Polkowski wychodzi na ląd, żeby kupić coś do jedzenia. Wiadomo już jednak, że bez pomocy dalej nie popłyną. Wiatr się wzmaga i barką trudno sterować. Muszą czekać, aż ktoś wybawi ich z opresji. Pod wieczór bierze ich na hol statek „Paweł” dowodzony przez kapitana Mariana Śliwińskiego, i wreszcie 7 września o 18.00 wawelskie skarby i ich opiekunowie docierają do Sandomierza. Teraz trzeba przetransportować skrzynie na brzeg i pociągiem przewieźć je dalej na wschód, do Jarosławia, bo zapadła decyzja, że muszą zostać ewakuowane poza granice kraju. Po wyjściu na brzeg Krzywda-Polkowski dostaje jednak informację, że w Sandomierzu dworzec kolejowy także jest zbombardowany i że w najbliższym czasie nie odjedzie z niego żaden pociąg.


Fragment pochodzi z książki:

Karol Estreicher Obrońca skarbów dzieła zagrabione

Marta Grzywacz

Obrońca skarbów. Karol Estreicher – w poszukiwaniu zagrabionych dzieł sztuki

Wydawnictwo Naukowe PWN
Warszawa 2017



Portal NiezlaSztuka.net prowadzony jest przez Fundację Promocji Sztuki „Niezła Sztuka”. Publikacje finansowane są głównie dzięki darowiznom Czytelników. Dlatego Twoja pomoc jest bardzo ważna. Jeśli chcesz wesprzeć nas w tworzeniu tego miejsca w polskim internecie na temat sztuki, będziemy Ci bardzo wdzięczni.

Wesprzyj »



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *